Martwica

         Niemiecki Ed Wood – sir Uwe Boll – przedstawia „Masakrę żywych trupów”, znaną także jako „Zombie Massacre” lub „Apocalypse Z”. Film, wydany na fali sukcesu blockbustera „World War Z” z Bradem Pittem jako śledczym ONZ powstrzymującym pandemię zombie, nie oferuje ani masakry z udziałem łaknących krwi truposzy, ani apokalipsy.

zommass

     W produkowanym przez Bolla, a reżyserowanym przez nie wiadomo kogo filmidle nieumarli w istocie nigdy nie zginęli. Nie wypełzli z grobowców, a jedynie wyszli pod gołe niebo, by w ten sposób zostać skropionymi chemikaliami z wysadzonego w powietrze laboratorium medycyny nuklearnej i w rezultacie ewoluować w przygłupie quasi-żywy trupy. O, radosna twórczości filmów klasy „C”…

     Niemniej, podróby zombie siejące degradację w rumuńskim miasteczku – gdzie nowomodna pracownia naukowa została postawiona – gryzą w tyłek amerykański rząd, stojący za sekretami laboratorium. Sytuację załagodzić ma czwórka kozaków: milczący były żołnierz, rozgadani i irytujący najemnicy oraz wojownicza księżniczka wraz ze swoimi dwoma buńczucznymi mieczami.

     Gwiazdą projektu jest Christian Boeving, który życiowe role odegrał w filipińskim filmie akcji „When Eagles Strike” oraz kultowym erotyku „Andromina”. Wśród aktorów uwagę zwraca też Uwe Boll, obsadzony w roli prezydenta USA. O ile zarówno Boeving jak i Boll posiadają pewne pokłady charyzmy, kadry od castingu postrzeliły się w nogę przy doborze pozostałych członków aktorskiej załogi. Tara Cardinal czy Mike Mitchell to nazwiska osób, które za swoje kreacje powinny został uhonorowane Złotą Maliną… W łeb.

     Mankamentem obrazu jest zredukowana do minimum akcja. Walki z zombie jest tu jak na lekarstwo. Na szczęście, gdy już trupy atakują, pojawiają się hordami i pokazują, na co stać wściekłego nieumarłego. Aktorzy-statyści syczą i pojękują na wyrost, lecz unicestwianie monstrów przez bohaterów wygląda rezolutnie. Choć efekty specjalnie sprawiają wrażenie, jakby stworzono je przy pomocy żelazka lub sokowirówki, chwile wartkiej akcji to także chwile szczęścia – szczęścia widza, który zadowoli się seansem tylko, jeśli nie spodziewa się po nim wiele.

     Bo w gruncie rzeczy garść sprawnych sekwencji, zabawny epizod aktorski i zapach co lepszych pozycji z katalogu wytwórni The Asylum, wypełniający półtorej godziny seansu, to za mało, by nazwać „Zombie Massacre” filmem z kategorii „so bad it’s good”. Nowy horror produkcji Uwe Bolla nie jest przyjemnie okropny, jest po prostu kulawy.

     Recenzja znajduje się także na stronie filmweb.pl, pod niniejszym odnośnikiem. Zapraszam do śledzenia swojego profilu w tym serwisie.

3 i pol

Jeden komentarz na temat “Martwica”

Dodaj komentarz