VHS, czyli DVD

             Za sprawą nieokiełznanej wyobraźni i lotności twórców niezależna antologia grozy „V/H/S/2” stała się oczkiem w głowie fanów horroru, jak również jednym z gatunkowych tytułów ubiegłego roku. Fakt kontynuowania powstałej dwa lata temu serii okazał się na tyle oczywisty, że pierwsze wieści o kręceniu sequela obiegły media już parę miesięcy po premierze ostatniej odsłony. Oczekiwania wobec trzeciego reprezentanta cyklu, opatrzonego podtytułem „Viral”, były wysokie. Jak się okazało, zbyt wysokie.

vhs-viral

     Kevin, młody mieszkaniec Los Angeles, gorliwie poświęca się swojej pasji – amatorskiemu filmowaniu. Z uporem maniaka kameruje wszystko, wokół czego kręci się jego świat, zwłaszcza powaby ukochanej ślicznotki Iris. Jego marzeniem jest nakręcenie viralowego wideo, które zawładnie internetem. Gdy pewnego wieczoru w sąsiedztwie Kevina toczy się szaleńczy pościg policji za przestępcą, bohater bez namysłu chwyta za kamerę i wybiega na ulicę. Niezdrowy zapał lubego bezskutecznie stara się powstrzymać Iris. Dziewczyna zostaje zaciągnięta do furgonetki i uprowadzona. Kevin rusza w pogoń za pojazdem – musi uratować porwaną, a także właściwie wykorzystać szansę na zyskanie popularności w sieci. Gonitwa chłopaka przerywana jest trzema innymi nagraniami rodem z internetowej czeluści. Wszystkie cztery historie składają na projekt „V/H/S: Viral”.

     „Viral” to film górnolotnych założeń i przeciętnych efektów. Jako społeczny metakomentarz do obsesji na punkcie serwisów społecznościowych i żądzy sławy obraz być może mógłby się sprawdzić – mimo iż nie takiej koncepcji oczekuje się po serii „V/H/S”. Niestety, wątpliwy zamysł idzie tu w parze z niedopracowaną kompozycją scenariusza. W końcu co z tego, że nowele pierwsza i trzecia podtrzymują tematykę segmentu wiodącego, skoro centralny filmik nijak się do niej nie ma?

     Historia przewodnia, choć w założeniu miała być chaotyczna, okazała się do przesady zdezorganizowana, niemal bezplanowa. Jej finisz ukształtowano w trudach, usilnie próbując rozsupłać kołtun bzdur i głupstw, nad którym tak bardzo napracował się zespół fabularzystów. Scena końcowa, odtworzona w akompaniamencie IX symfonii Beethovena, w dziedzinie sprawności języka reżyserskiego wykazuje niemały potencjał. Ostatecznie jednak zawodzi, po konsumpcji zaledwie 80-minutowego filmu pozostawiając niesmak. Od opowieści Kevina i Iris bardziej niestrawna jest tylko nowelka o tytule „Dante the Great”, historia magika znajdującego się w posiadaniu nawiedzonej peleryny. Pomimo obiecującego rekwizytu, segment bardziej żenuje niż straszy, głównie przez miernie zaprojektowane efekty CGI.

     „V/H/S: Viral” zbudowany jest jeszcze z dwóch krótkich metraży. Pierwszy z nich, „Parallel Monsters” w reżyserii Nacho Vigalondo, ratuje film od klęski. Bogaty w sugestywny klimat, tworzony na niedopowiedzeniach segment pobrzmiewa geniuszem opowiadania przedstawionego w „V/H/S/2” – „Safe Haven”. „Bonestorm” to natomiast spektakl niezłych efektów specjalnych oraz mało bystrego humoru. Dzieło Vigalondo bez utrudnień zaskarbia sobie sympatię widzów, którzy tuż po jego projekcji zaczynają krzyczeć o rozwinięcie wątku w wydaniu pełnometrażowym. Reżyserowany przez Justina Bensona i Aarona Moorheada „Bonestorm” wzbudza mieszane uczucia, sprawia wrażenie niekompletnego, urwanego w trakcie.

     „Viral”, bardziej niż jak pełnoprawny kontynuator serii „V/H/S”, jawi się jako spin-off. Obiera kierunek inny niż jego prequele, próbuje być od nich mądrzejszy. Niestety, nie jest, o czym świadczy już tytuł filmu – żaden z bohaterów fabuły nie obcuje z nagraniami VHS. Większość pewnie nigdy o nich nie słyszała; ot, pokolenie YouTube’a. Bardzo często bronię niskobudżetowych horrorów pomiatanych przez krytykę. „Viral” zebrał przeciętne, a nierzadko negatywne recenzje i wcale się temu nie dziwię. Co więcej, wtóruję im. Jako sequel popisowej dylogii obraz jest sporym rozczarowaniem.

     Recenzja znajduje się także na stronie filmweb.pl, pod niniejszym odnośnikiem. Zapraszam do śledzenia swojego profilu w tym serwisie.

     Zobacz też: ranking najlepszych horrorów 2013 roku.

5

Jeden komentarz na temat “VHS, czyli DVD”

Dodaj komentarz