W 2014 roku ukazał się okropnie toporny, źle zainscenizowany i opracowany technicznie horror „The Reedwood Massacre”. Film, wyprodukowany w Szkocji, desperacko gonił za trendami zza Oceanu: w czasach, gdy coraz więcej zaczęło powstawać nostalgicznych, niskobudżetowych slasherów podanych w typowo amerykańskim sosie, reżyser David Ryan Keith postanowił podpiąć się pod ten trend. Niestety, to, co sklecił naprędce w towarzystwie amatorskiej ekipy, nijak nie równa się z indie slasherami pokroju „Discopathe”, „GirlHouse”, czy nawet „Dorchester’s Revenge: The Return of Crinoline Head”.
Amerykański sen zaprząta głowę Keitha po dziś dzień. Parę tygodni temu w serwisach VOD zadebiutował nowy koszmarek reżysera – nieproszony sequel „Redwood Massacre: Annihilation”. W kontynuacji typu „in-name-only” poznajemy grupę samozwańczych żołnierzy, którzy wyruszają do tytułowego lasu, by upolować znanego z poprzedniej odsłony serii, psychopatycznego farmera. Na przestrzeni trzech dekad w Redwood zaginęło bowiem ponad siedemdziesięciu biwakowiczów – są wśród nich osoby bliskie naszym bohaterom. Ekipie przewodzą autor literatury true crime, Tom Dempsey (Jon Campling), i jego córka Laura (Danielle Harris), pasjonatka sztuk walki. Kiedy uzbrojeni po uszy towarzysze broni znajdują dom w głębi lasu, wpadają w pułapkę bez wyjścia.
Czytaj dalej Szkocka masakra w Ameryce. [„Redwood Massacre: Annihilation”, 2020]