Około dziesięć lat temu Eli Roth zaręczał widzom, że weźmie do poprawki „Lunapark” Tobiego Hoopera i nakręci jego remake. Niektórzy potraktowali te słowa jak groźbę… Dekadę później śmiało można powiedzieć, że plany Rotha spaliły na panewce, choć powstał inny projekt, o podobnie karnawałowym wydźwięku: „Haunt”, w Polsce szykowany do wydania pod tytułem „Dom strachów”. W obu filmach grupa nastolatków próbuje uciec ze szczelnie zamkniętego parku rozrywki, odpierając przy tym ataki maniakalnych morderców. Brzmi znajomo? Zdecydowanie – i w tym właśnie tkwi siła zarówno „Lunaparku”, jak i tegorocznego „Haunt”.
W wyprodukowanym przez Rotha slasherze prowadzeni jesteśmy korytarzami tytułowego Domu Strachów, do którego wkroczyć odważą się tylko spragnieni adrenaliny twardziele. Problem polega na tym, że mogą nie wyjść z niego żywi. Obiektem zarządzają nie tyle obrotni przedsiębiorcy, co inteligentni sadyści, a „odgrywający” kolejne okropności aktorzy bynajmniej nie ukończyli szkoły teatralnej. W swych rolach są zresztą nader przekonujący… Budynek to matnia bez możliwości ucieczki, a polowanie na klientów sprawia jego właścicielom bezwstydną radość. W noc halloween zbrodnicze zamiary pracowników pozna ekipa zblazowanych studentów college’u.
Czytaj dalej Maski, opuszczone magazyny i piły łańcuchowe. [„Dom strachów” aka „Haunt”, 2019]