Jeśli wieloletnia tradycja backwoods horrorów czegoś nas mogła nauczyć, to że domy na odludziu – jakkolwiek idyllicznie by się nie kojarzyły – nigdy nie są w pełni bezpieczne. Nie, bo w okalających je lasach może grasować seryjny morderca, bo pobliskie miasteczko zamieszkują rednecy zawsze trzymający przy sobie broń, bo piękny dom może stać się łupem dla dawnej niani i jej konkubenta. Z tym ostatnim problemem mierzą się Paul i Chloé Diallo (duet Adama Niane–Stéphane Caillard), małżonkowie, którzy po powrocie z wakacji odkrywają, że ich posiadłość przejęli dzicy lokatorzy. Okazuje się, że zatrudniona przez parę opiekunka, która wprowadziła się do domu na czas urlopu, została jego właścicielką. Wszystko przez umowę wynajmu, spisaną na szybko i niezbyt wnikliwie przeanalizowaną – teraz niańka i jej partner cieszą się pełnią praw do śródleśnej rezydencji, a Diallowie nic na to nie poradzą. Paul jest wściekły, ale też bezsilny. Nieoczekiwanie znajduje sprzymierzeńca w Mickey’m (Paul Hamy), który zarządza przydrożnym parkiem kempingowym.
„Złość” w reżyserii Oliviera Abbou rozpoczyna się jak łzawy dramat familijny, ale szybko ewoluuje w psychologiczny dreszczowiec. Finał filmu najwięcej wspólnego ma zaś z cielesną eksploatacją i Nową Francuską Ekstremą – z pozycjami jak „Najście”, „Ils” czy „Głód miłości”. Mieszanka jest wybuchowa, a przejścia gatunkowe – gwałtowne. Chwilami „Złość” sprawia wrażenie odrobinę pogubionej tonalnie. W finalnym rozrachunku filmowi udaje się jednak wywalczyć tytuł udanego home invasion movie, który – choć najczęściej brak mu subtelności – jest efektowny właśnie dzięki swemu sadyzmowi. Dzięki przedstawieniu świata w nihilistycznych barwach, groteskowemu zezwierzęceniu jego antybohaterów.