„W wysokiej trawie” to kolejna adaptacja prozy Kinga, której bohaterowie gubią się pośród pól, gdzieś z dala od cywilizacji. Błąkając się po trawiastym labiryncie, Becky i Cal trafiają na tyleż wystraszonego, co strasznego chłopca. Choć nie jest on dzieckiem kukurydzy, skrywa mroczny sekret. Okazuje się, że na wiejskim rozłogu nic nie jest takie, jakim się wydaje. Kluczą tu również trzy inne osoby, ale nie wiadomo, komu można zaufać. I ta niepewność, a co za tym idzie, wrogość drugiego człowieka, jest w filmie Vincenzo Nataliego („Cube”) najupiorniejsza – trudno bowiem bać się przeciwnika, którego można załatwić kosiarką…
„W wysokiej trawie” nie stanowi udanego powrotu reżysera w objęcia kina grozy. To materiał na krótki lub średni metraż, pełen dłużyzn, nakręcony bez impetu. Kiedy intryguje, ogląda się go bez bólu, ale wtórność zaczyna udzielać się widzowi już w połowie seansu. Dobrze się filmu słucha: montaż dźwięku, akcentujący demoniczne szepty i szum źdźbeł na wietrze, jest pierwszej klasy. Mocno wyeksponowano też efekty komputerowe, choć tym przyklasnąć nie sposób. Stężenie CGI-u szybko staje się nieznośne, a klatki z animowaną trawą wyraźnie różnią się od ujęć naturalnych – zupełnie do nich nie przystają. Głupotą wydaje się postawienie opuszczonej kręgielni w środku dzikiego pola. Nie rozwinięto też wielu głębszych wątków fabuły, w tym matczynych obaw ciężarnej Becky oraz jej relacji z bratem – bardziej zażyłej niż tej z ukochanym, chwilami prawie kazirodczej.
Czytaj dalej Kto w trawie wrzeszczy? [„W wysokiej trawie”, 2019]