29 kwietnia na ekranach polskich kin debiutuje art-house’owy slasher „X” w reżyserii Ti Westa. To ten sam facet, który przed laty dał nam horror „The Roost” – o ataku zombie i krwiożerczych nietoperzy – czy „Dom diabła”, o opiekunce do dzieci terroryzowanej przez nieznanego sprawcę. Choć West nie jest twórcą anonimowym, w Polsce nigdy nie przebił się do świadomości szerszej publiki. Być może uda mu się to za sprawą „X”. To najlepszy film od początku jego trwającej blisko dwie dekady kariery.
„X” to horror typu stalk n’ slash o lekko dekonstruktywnym charakterze. Rzecz dzieje się u schyłku lat siedemdziesiątych, a jedna z pierwszych scen przedstawia grupę młodych ludzi pędzących przed siebie w archaicznym vanie. Nie zabierają ze sobą autostopowicza, ale wiemy, że film będzie swego rodzaju hołdem dla „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Bohaterowie dojeżdżają do celu – to stara farma gdzieś na głębokiej prowincji amerykańskiego południa. Ekipa Wayne’a (Martin Henderson) przybyła tu, by uprawiać seks i łamać horrorowe reguły przetrwania.
Czytaj dalej „I was young, once”. [„X”, 2022]