Dożyliśmy czasów, w których termin cyber horroru ukuł już swoją definicję. Osobiście nie mam problemu z osadzaniem akcji filmu w świecie social mediów czy video chatów; chciałbym jedynie, by horror „internetowy” – tak jak jego klasyczny przodek – skupiał się na pryncypiach gatunku. „The Den” Zachary’ego Donohue, przykładowo, wyewoluował na fundamentach rzetelnie budowanego napięcia i nieodpartego strachu. Obiekt tej recenzji, „Cam2Cam”, z grozą i suspensem ma niewiele wspólnego.
Bangkok. Lucy, amerykańska lesbijka, zarabia na życie za pośrednictwem popularnej witryny pornograficznej: ochoczo dzieli się swymi powabami z użytkownikami video chatu. Gdy pewnego ponurego wieczoru nawiązuje internetowy flirt, nie zdaje sobie sprawy, że wchodzi w interakcję z psychopatą mieszkającym w sąsiednim mieszkaniu. Tak oto akt pierwszy filmu kończy ujęcie odrąbanej głowy bohaterki. Po kilku miesiącach do mieszkania po Lucy wprowadza się Allie, kolejna Amerykanka. Dziewczyna podaje się za turystkę, lecz jej pokerowa twarz sugeruje, że skrywa pewną tajemnicę. Na horyzoncie pojawiają się inne postaci – czasem równie podejrzane, czasem śmiechu warte.