Filmowe podsumowanie 2018 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. II)

ZOBACZ POPRZEDNIE POZYCJE (25–14)

13. „Mój przyjaciel Dahmer”

MyFriendDahmer-TOP

     W tragi-horrorze „Mój przyjaciel Dahmer” wykonana zostaje wiwisekcja bardzo specyficznej psychozy. Z tytułowego (anty)bohatera uczynił Marc Meyers swoją muzę: jego projekt to ballada o postradanym rozumie, o samotności i braku podstawowej kompetencji społecznej. Jeffrey Dahmer ukazany zostaje jako postać zblazowana własnym obłędem; osoba wyrażająca swoje „ja” tylko za pośrednictwem dziwactw, ekscentryzmu, umiłowania do brzydoty i pasywnej brutalności. „Mój przyjaciel…” niewiele ma wspólnego z filmem biograficznym; to przede wszystkim studium postaci – wrażliwe, pełne niuansu i ambiwalentne, pobrzmiewające echem „Przekleństw niewinności”. Podobnie jak dramat Sofii Coppoli, obraz stanowi refleksję nad dniem codziennym, nad prozaicznością, którą łatwo wziąć za beztroskę. Film nie przyniesie widzowi uczucia katharsis – między innymi z powodu niedopowiedzianego zakończenia, które niemal każdy będzie potrafił sobie dopowiedzieć. Uderzającą rolę kreuje Ross Lynch. Jego uśpiona, niemal katatoniczna twarz sprawi, że długo będziecie zastanawiać się, gdzie szaleństwo Dahmera miało swój początek.

Czytaj dalej Filmowe podsumowanie 2018 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. II)

Filmowe podsumowanie 2018 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. I)

Honorable mention: „Puppet Master: The Littlest Reich”

PuppetMaster-TheLittlestReich

     Jedno z większych zaskoczeń: „Puppet Master: The Littlest Reich” to tak naprawdę dobry film. Nie tylko jako reboot − ogólnie, bo piętrzące się zalety z rozmachem biorą górę nad kilkoma wadami. Zgrało się tu wszystko: począwszy od fantazyjnego soundtracku w wykonaniu Fabio Frizziego (niegdysiejszego kolaboranta Fulciego), a na fantastycznych efektach gore kończąc. Pośród aktorów najciekawszą rolę kreuje cyniczny, pogrążony w geekowskim półśnie Thomas Lennon, a jedną z bardziej charyzmatycznych − twardziel-etatowiec, Michael Paré.

Czytaj dalej Filmowe podsumowanie 2018 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. I)

Filmowe podsumowanie 2018 roku: 13 najgorszych horrorów

„Honorable” mention: „The Cleanse” (aka „The Master Cleanse”)

CleanseThe

     Johnny Galecki próbuje poskładać swoje życie do kupy, a wydarzenia przedstawione w filmie stanowią alegorię jego wewnętrznej podróży. Całość nie angażuje ani trochę, a najmądrzejszym bohaterem okazuje się „urocza”, płazopodobna poczwara − że niby demon wewnętrzny, o mylącej fizjonomii. Już 12. sezon „Teorii wielkiego podrywu” ogląda się lepiej…

Czytaj dalej Filmowe podsumowanie 2018 roku: 13 najgorszych horrorów

Filmowe podsumowanie 2018 roku: rozgrzewka

     Wreszcie! Przyszedł dzień, w którym mogę podzielić się z Wami swoim przeglądem najważniejszych horrorów mijającego roku (i tych trzecioligowych, wykreślonych poza margines − też). Jeszcze w styczniu powiedziałem sobie, że ograniczę ilość oglądanych nowości − bo przecież po co tracić czas na filmy, które na dziewięćdziesiąt dziewięć procent okażą się marne. Jako zapaleni horror junkies wiecie na pewno, jak trudno jest przepuszczać kolejne premiery przez sito i dokonywać selekcji − zwłaszcza przy rosnącym zapotrzebowaniu na kino grozy. W ciągu roku, pisząc recenzje, rozmyślałem więc zarówno nad „Zemstą” czy „Dziedzictwem. Hereditary”, jak i „Escape Roomem” lub „Slender Manem”. Omawiałem bystre, alegoryczne dreszczowce, pozycje okraszone ambiwalentnym komentarzem społecznym, ale też popcornowe straszaki − które wyrastają, jak grzyby po deszczu. 2018 był dla horroru rokiem kina mainstreamowego, bo widzowie coraz częściej chodzą do kina, by się bać. Ponieważ jednak filmy kontemplacyjne, korzystające z art-house’owych środków wyrazu są mi szczególnie bliskie, na pewno zaskoczę Was kilkoma tytułami indie, wartymi poznania − nazwijmy je moim asem w rękawie.

     Na podsumowanie roku złożą się cztery posty. Dwa poświęcone będą najlepszym pozycjom roku, których wybrałem aż dwadzieścia pięć. Wpis dotyczący filmów najgorszych będzie stanowił komentarz trzynastu tytułów. Całość rozpocznie, standardowo, rozgrzewka, a więc omówienie nieograniczonej ramami rankingu ilości horrorów – czasem niezłych lub całkiem dobrych, niekiedy niedomagających jakościowo, najczęściej zaś przeciętnych.

Czytaj dalej Filmowe podsumowanie 2018 roku: rozgrzewka

8th time’s the charm. [„Leprechaun Returns”, 2018]

     Devil’s Lake w Dakocie Północnej. Lila (Taylor Spreitler) rozpoczyna naukę na Uniwersytecie Larimore i dołącza do siostrzanego stowarzyszenia Alpha Upsilon (warto nadmienić, że Au to symbol chemiczny złota). Studentki zajęły posiadłość, która w przeszłości należała do Tory Reding – młodej kobiety prześladowanej przez morderczego karła, a zarazem matki Lili. Budynek usytuowany jest z dala od jakiejkolwiek cywilizacji i wymaga gruntownego remontu. Przed jego gmachem stoi stara, niezdatna do użytku studnia. Żadna z dziewcząt nie wie, że głęboko pod ziemią przebywa niebezpieczny leprikon – gotów brutalnie zabić za garnuszek złotych monet.

Leprechaun8-3

     Zgadza się: Karzeł powrócił w absolutnie kampowym stylu i tym razem przyniósł ze sobą dużo humoru – tyleż ironicznego, co pełnego niedorzeczności. „Leprechaun Returns” tym różni się od odsłony „Origins” (2014), że nie jest horrorem kręconym „na poważnie”, a krwawą farsą. Za scenariusz filmu odpowiada Suzanne Keilly, znana z pracy nad kultowym już serialem Starz „Ash kontra martwe zło”. Karzeł (Linden Porco) każdą ze swych ofiar straszy makabrycznymi rymowankami, a z zielonego rękawa sypie cringe’owym żartem. Obłędne są sceny gore, a młodzi bohaterowie giną w kuriozalnych okolicznościach. Zakochany w sobie studenciak zostaje przecięty panelami słonecznymi w sposób ewidentnie inspirowany remakiem „13 duchów”. Czarny charakter „odradza się” niczym pasożyt, a wychodząc z brzucha swojego gospodarza, rozszarpuje go na kawałki. W innej scenie obserwujemy, jak dziewczyna uśmiercana jest przy pomocy… zraszacza ogrodowego.

Czytaj dalej 8th time’s the charm. [„Leprechaun Returns”, 2018]

„Discretion is the name of the game”. [„13 kamer”, 2015]

          Premiera kinowa: 28 grudnia.

     Gerald (Neville Archambault) − mężczyzna o martwym spojrzeniu i wiecznie rozdziawionej gębie − zajmuje się wynajmem nieruchomości. Właśnie znalazł parę nowych klientów. Claire i Ryan (Brianne Moncrief, PJ McCabe) spodziewają się potomka, a w domu na przedmieściach próbują przygotować się do rodzicielstwa. Ciężarna kobieta nie podejrzewa, że mąż-krawaciarz zdradza ją ze swoją asystentką. To jednak najmniejszy z problemów, jakie powinny niepokoić małżonków. Niepozorny i małomówny Gerald jest tak naprawdę maniakiem seksualnym, a całe mieszkanie naszpikował ukrytymi kamerami, by przyglądać się codziennym poczynaniom swoich najemców. Gdy Ryan i Claire opuszczają gniazdo, dochodzi w nim do obleśnych rytuałów.

13-kamer2

     „13 kamer” to film o dość wątłym scenariuszu i mało efektownym finale, ale jego pierwszy akt jest o tyle ciekawy, że przyciąga uwagę jednocześnie nas odstręczając. Duża w tym zasługa głównego antagonisty, granego przez Archambaulta. Jego karykaturalny manieryzm pomylić można z zaburzeniem psychoruchowym: widzimy mężczyznę, który ciągnie za sobą nogi niczym zombie i przemawia głosem truposza, martwego od dobrych kilku lat. Gdy Gerald przygląda się półnagiej Claire na trzynastu monitorach, siedząc w swojej przyciemnionej melinie, jego zwilżone śliną usta przybierają kształt perfekcyjnego okręgu. Powiekami nie mruga ani razu, bo hipnotyzuje go skóra lokatorki. Gerald to skończony creep, a po scenie lizania przez niego szczoteczki do zębów (nie swojej, rzecz jasna) już nigdy nie będziecie tacy sami.

Czytaj dalej „Discretion is the name of the game”. [„13 kamer”, 2015]