Mało krzyku… o nic. [„Scream”, 1981]

     Ponoć od przybytku głowa nas nie rozboli. A jednak obejrzawszy pseudoslasher Byrona Quisenberry’ego „Scream” (1981) doszedłem do zdecydowanego wniosku, że lata osiemdziesiąte mogłyby pozostać uboższe choćby o ten jeden supertani horror. Bo „Scream” to już nawet nie bubel i parodia, a parodia parodii; nie szkarada a szkaradzieństwo. Kiedyś za kiepskie slashery uważałem „Szczątki” Piquera Simóna i „Killer Workout”. Wiele się od tych czasów zmieniło. Masochistyczni miłośnicy kina klasy „Z” z pewnością nadal szukają zaginionego „arcydzieła”, które przyprawi ich o wrzody żołądka i wypali im oczy. Nikłe są szanse, że trafią na pozycję nikczemniejszą niż „Scream”.

Scr3

     Grupa zaprzyjaźnionych kukiełek bez osobowości (wśród nich grubas-słabeusz i para osób w zaawansowanym wieku) organizuje weekendowy rafting. Trafiają na zapomnianą, odciętą od świata wyspę i to docierają tam bez żadnego problemu – niczym John Matrix zmierzający w kierunku Val Verde. Chcą zwiedzić opustoszałe ranczo, nadzwyczaj podobne do rancz westernowych doby lat pięćdziesiątych. Na miejscu padają ofiarą ataków niewidzialnego mordercy.

Czytaj dalej Mało krzyku… o nic. [„Scream”, 1981]

Horror bardzo cielesny. [„Raw” aka „Grave”, 2016]

     W jednej ze szkół weterynaryjnych na terenie Francji dochodzi do wydarzeń bardziej przerażających niż te, które niegdyś wstrząsnęły fryburską akademią baletu (kto nie obejrzał jeszcze „Suspirii”, niech natychmiast to zrobi!). Nad przyszłymi weterynarzami nie ciąży jednak nadnaturalne widmo, a atmosfera wszechogarniającej znieczulicy, która we znaki daje się przede wszystkim studentce pierwszego roku Justine (Garance Marillier). Dziewczyna bierze udział w dzikich otrzęsinach, których początki nasuwają skojarzenia z upokorzeniami bohaterów „Salo, czyli 120 dni Sodomy”, a które to kończą się rytualnym spożyciem króliczych nerek. Jako gorliwa wegetarianka Justine nie wykonuje polecenia starszych. Z „pomocą” przychodzi jej siostra, Alexia (Ella Rumpf), która wciska obrzydzonej mięso do ust. Inni studenci dostrzegają w Justine żałosną ofiarę. Bohaterka zaczyna mierzyć się z ostracyzmem, także ze strony szanowanego profesora. To jednak najmniejszy z jej problemów. Pierwszy kęs mięsa obudził w Justine niechciane, kanibalistyczne zapędy.

Rawgrave3

     W „Raw”, solowym debiucie reżyserskim paryżanki Julii Ducournau, zobaczymy poucinane i poobgryzane palce, siostrzane ejakulacje moczu, a nawet kończyny kryjące się w krowim odbycie aż po ramię. „Raw” to horror cielesny – cielesny bardzo i obrzydliwie – co wielu oglądającym może wydać się dość ordynarnym chwytem. Ale choć dewastacja ciała odgrywa w tej ekstremalnej francuskiej produkcji kluczowe znaczenie, sam film posiada szykowną formę, mądrze prawi o życiu i jego znojach, a przede wszystkim nie pozwala oderwać oczu od ekranu – nawet, kiedy byśmy tego chcieli.

Czytaj dalej Horror bardzo cielesny. [„Raw” aka „Grave”, 2016]

Igranie z bóstwem. [„The Void”, 2016]

     Wystrojeni w białe płachty członkowie tajnego kultu czyhają na życie niewinnych ofiar, kryjących się w odciętym od świata szpitalu. Dlaczego – tego nie wie żaden z osaczonych. Wiadomo natomiast, że kuriozalnie odziani napastnicy nie są tak groźni, jak mutujące w potworne kreatury obce organizmy, które znikąd zaczęły pojawiać się w lecznicy. Niezapowiedzianą wizytę złoży bohaterom także półboży wysłannik piekielnej próżni.

Void2

     Nie wiemy, w jakim rejonie USA toczy się akcja „The Void”, nowego horroru duetu Astron-6, choć podejrzewać możemy, że są to tereny nowoangielskie. Postaciom przychodzi mierzyć się z przedludzkim złem, a ich wiara w porządek świata i natury zostaje zburzona. Człowiek sprowadzony jest do roli rekwizytu, staje się pionkiem w grze istot wyższych. Lovecraftowski motyw Wielkich Przedwiecznych nie zdominował może scenariusza autorstwa Jeremy’ego Gillespiego i Stevena Kostanskiego, choć znacząco i natrętnie nad nim ciąży. Z artystycznego starcia Lovecraft kontra Astron-6 dżentelmen z Providence wychodzi bez szwanku, a Panowie Kostanski i Gillespie obróceni zostają w marny pył. Tak kończy się igranie z bóstwem.

Czytaj dalej Igranie z bóstwem. [„The Void”, 2016]

Umarł Ridley Scott, niech żyje Ridley Scott [„Obcy: Przymierze”, 2017]

     Statek-arka „Przymierze” zmierza w kierunku Origae-6, pozasłonecznej planety o niemal ziemskiej sile ciężkości i atmosferze. Na pokładzie osadniczego pojazdu, poza załogą, znajduje się blisko dwa tysiące zahibernowanych kolonistów oraz kilkaset embrionów. W wyniku komplikacji ekspedycja trafia na nieznaną gwiezdną przystań, która, choć przypomina ziemię obiecaną, kryje potworną tajemnicę. Na pozornie wyludnionej planecie wykształtowała się obca forma życia, jakiej członkowie wyprawy nie widzieli nawet w najgorszych koszmarach. Spotkanie nieznanych sobie nawzajem ras może przeistoczyć się w nierówną walkę.

Covenant2

     „Obcy: Przymierze” – premiera bezprecedensowa, quasi-sequel, który u niejednego kinomana zatrzymał oddech. Rezurekcja najsłynniejszego kosmity dziesiątej muzy zajęła Ridleyowi Scottowi dłuższą chwilę. W czasach, gdy mocarne serie filmowe co rusz są rebootowane, powrót Obcego na kinowe ekrany wydaje się jednak logicznym posunięciem. Dzięki scenariuszowi współautorstwa Johna Logana Obcy nie tylko został przywrócony do życia, ale i odzyskał świetną formę. Ekranowe harce neo- i protomorfów nie stanowią może głównego punktu odniesienia dla fabuły „Przymierza”, z pewnością sprawią natomiast, że w oku ciut starszych widzów zakręci się nostalgiczna łza.

Czytaj dalej Umarł Ridley Scott, niech żyje Ridley Scott [„Obcy: Przymierze”, 2017]