Krwawy powrót

        Bohaterami horroru „Bloody Homecoming” uczyniono grupę przyjaciół ze szkoły średniej. Loren, Steve’a i ich kolegów poznajemy, gdy są drugoklasistami. Podczas zakrapianej alkoholem imprezy ginie członek paczki – nadpobudliwy futbolista Billy. Po roku mało kto pamięta o jego śmierci; okazało się bowiem, że w ostatnich chwilach życia dryblas usiłował zgwałcić swoją ówczesną dziewczynę. Nie wspominając tragicznych zajść, młodzi szykują huczną szkolną potańcówkę. Zaczynają przepadać bez śladu – jeden po drugim.

bloody homec

     Mimo iż kiepski technicznie i drewniano zagrany, „Bloody Homecoming” potrafi urzec oglądającego. Utalentowany fabularzysta Jake Helgren bardzo sprytnie wykoncypował swój skrypt. „Homecoming” z jednej strony pogrywa ze szkolnymi stereotypami, z drugiej pozwala każdemu niemal widzowi odnaleźć wśród bohaterów siebie samego z czasów liceum. Odnaleźć i szczerze polubić – postaci Helgrena, być może w odróżnieniu od nas samych stojących u progu dorosłości, tryskają entuzjazmem i sympatią. Sceny pogoni mordercy za nastolatkami i finalne rzezie młokosów wypadają o tyle przekonująco, że z klasowym wesołkiem czy pieprzną buntowniczką przychodzi nam się w ciągu osiemdziesięciu minut zżyć. Twórcy „Bloody Homecoming” kręcili swój projekt według klasycznych wzorców, igrając z konwencją wielu slasherów lat 80. Zabawa filmem przyniosła ciekawe efekty – jednym z nich jest przedwczesna śmierć potencjalnej final girl.

Czytaj dalej Krwawy powrót

Późne fazy człowieczeństwa

             W ciągu minionych lat likantropia nie cieszyła się większym wzięciem wśród filmowców. Niektórzy zainteresowani materią za ostatni udany film o wilkołactwie podają „Dog Soldiers”, inni – „Zły wpływ księżyca”, w przyszłym roku świętujący dwudzieste urodziny. Za sprawą nieodpowiedzialnych reżyserów, takich jak Lowell Dean („WolfCop”), kinowy wilkołak bywa dziś kojarzony z filmotwórstwem klasy „C”. „Late Phases” Adriána Garcíi Bogliano to dla horroru spod znaku kłów i szponów prawdziwy ewenement – spełniony tematycznie straszak, a przy tym frapujący dramat.

latephases

     Film, bardziej niż na wątku wilkołaczym, skupia się na losach bohatera śmiertelnego. Ambrose jest niewidomym starcem, weteranem wojny wietnamskiej. Mężczyzna zamieszkuje we wspólnocie domów spokojnej starości, gdzie – jak sam twierdzi – przyjdzie mu niebawem dokonać żywota. Osiedle oddalone jest od miast i graniczy z malowniczą knieją. Spokój, wbrew pozorom, nie należy jednak do komfortów, z jakich korzystać mogą miejscowi emeryci. Ambrose przekonuje się o tym już podczas swojej pierwszej nocy w ośrodku. Ofiarami ataku niezidentyfikowanej leśnej bestii padają sąsiadka mężczyzny oraz oddany mu pies-przewodnik. Policja uspokaja Ambrose’a: zwraca uwagę na niekorzystne położenie wspólnoty, każe szczelnie zamykać drzwi i okna. Były żołnierz ignoruje ostrzeżenia stróżów bezpieczeństwa. Uzbrojony w broń palną, wyrusza na ślepe poszukiwania srebrnych kul.

Czytaj dalej Późne fazy człowieczeństwa

Cheesy fun

          Tysiąc pięćset sto dziewięćset. Dokładnie tyle slasherów zrodził rok 1981, często podawany za oficjalny początek boomu na horrory spod znaku maski i piły łańcuchowej. Premierę odnotowało wówczas szerokie spektrum filmów znamienitych, niezłych lub też okropnych, wśród nich „Piątek, trzynastego II”, „Happy Birthday to Me”, „Hell Night” czy – Boże, uchroń – „Final Exam”. Tytuł „Graduation Day”, którego dotyczyć będzie niniejsza recenzja, renomą plasuje się pomiędzy perłami Steve’a Minera i J. Lee Thompsona a pierwszym lepszym barachłem.

graduationdayhand

     Nawet przy najszczerszych chęciach nie da się uznać „Końca szkoły” za dzieło kompleksowo udane. Film Herba Freeda („Subterfuge” z Mattem McColmem, „Haunts”) bywa zarówno kompetentnie wykonany, jak i zupełnie niewydarzony. Ta twórcza sinusoida – efekt konfrontacji zróżnicowanych dyspozycji i temperamentów współrealizatorów – nie pozwala przybrać wobec „Graduation Day” szczególnie ciepłych uczuć.

Czytaj dalej Cheesy fun

Krótka piłka: „ABCs of Death 2”

          Choć wielu chciałoby, aby było inaczej, horrorowa antologia „ABCs of Death 2” stanowi spory progres względem swojego poprzednika. Jak zapewne pamiętacie, „The ABCs of Death” był jednym z dwóch, obok „The Lords of Salem” Roba Zombie, najbardziej znienawidzonych straszaków 2013 roku. Producenci sequela zachowali na szczęście zdrowy dystans do swoich krytykantów; w napisach końcowych ślą im nawet dedykację: „To all the haters online – we fuckin’ love you!”. W reżyserowanym m. in. przez Larry’ego Fessendena, Jen i Sylvię Soskę oraz Juliena Maury’ego i Alexandre’a Bustillo projekcie aż roi się od dobrego materiału! Pomiędzy kilkoma szczerze genialnymi nowelkami zagnieździła się wprawdzie garść filmików nieudanych – takimi prawami rządzą się wszak sążniste antologie; co jednak najważniejsze, słabe nowele nie przysłaniają tych lepszych. Górę nad projektem biorą trzy swoiście wyróżniające się krótkie metraże. Dwa z nich to animacje, tyleż niepokojące, co psychodeliczne. Trzeci, aktorski obraz parodiuje tematykę zombie, czarując oprawą techniczną oraz bawiąc burzycielską puentą. Między filmikami panuje duża rozbieżność, zarówno w odniesieniu do talentu reżyserów i jakości ich pracy, jak również snutych historii. Pomimo niedostatków paru opowieści (np. „L is for Legacy”), „ABCs of Death 2” sprawia jednakże bardzo pozytywne wrażenie.

     Gwoli przypomnienia: druga odsłona antologii „ABCs of Death” zajęła 18. miejsce zestawienia najlepszych gatunkowych filmów minionego roku. 3 lutego odbędzie się premiera obrazu na dyskach DVD/Blu-ray.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

abcs2-n-is-for-nexus

7