W prostocie siła [„Fender Bender”, 2016]

     Zbyt wiele współczesnych horrorów kręconych jest w oparciu o scenariusze o charakterze metafikcyjnym. I choć metafikcja potrafi film uskrzydlić (patrz „The Town That Dreaded Sundown”), bywa też solą w oku widza liczącego na kontakt z kinem prostolinijnym i nieskomplikowanym. Takimi były straszaki sprzed trzydziestu lat. „Piątki, trzynastego” czy „Uśpione obozy” miały jasno wyznaczone cele, były do bólu przewidywalne – w najlepszym tych słów ujęciu. Repliką ich uroczego pragmatyzmu postanowiła zająć się stacja Chiller, odpowiedzialna za produkcję zaskakująco dobrego serialu „Slasher”. Wspólnie z reżyserem Markiem Pavią oraz zarządcami firmy Shout! Factory telewizyjni producenci dali życie jednemu z lepszych tegorocznych filmów grozy. „Fender Bender”, o którym mowa, to relikt złotej ery kina spod znaku maski i piły łańcuchowej.

fenderbender3

     Nowy Meksyk. Nastoletnia Hilary (Makenzie Vega) dowiaduje się, że ukochany zdradza ją z przypadkową siksą. Wracając do domu, wzburzona i zdezorientowana ulega wypadkowi samochodowemu. Niegroźna kolizja, choć nie staje się przyczyną uszczerbku na zdrowiu, może ponieść za sobą okropne konsekwencje: stłuczeniu ulega auto należące do matki Hilary, „pożyczone” bez pytania. Dziewczyna nie jest świadoma, że kraksa była z góry zaplanowana, a jej uczestnik to niezrównoważony psychopata (Bill Sage); instynktownie podaje więc nieznajomemu swoje dane kontaktowe, w tym adres zamieszkania. Rodzice uziemiają krnąbrną małolatę na cały weekend, a sami wyjeżdżają poza miasto. Wizytę złoży Hilary nieproszony gość.

Czytaj dalej W prostocie siła [„Fender Bender”, 2016]

Krótka piłka: „The Windmill Massacre” [aka „The Windmill”, 2016]

     „The Windmill Massacre” – kolejna, po tureckim „Baskin”, wpadka wśród horrorów made in Europe. Reżyser Nick Jongerius z początku zdobywa nasze zainteresowanie. Podrzuca nam stos mięsa armatniego (w tym bezbronne dziecko!), przedstawia ciekawą protagonistkę, ponure holenderskie wiatraki osnuwa straszliwą legendą. Czterdzieści, pięćdziesiąt minut po napisach prologowych trudno nadal utrzymywać uwagę na tym, co dzieje się na ekranie: losy bohaterów – ciągle szwendających się wokół jednego z mrocznych młynów i o tymże ględzących – mamy na tym etapie gdzieś. Scenariuszowe faux pas mnożą się niczym grzyby do deszczu. Jednym z większych błędów okazuje się wyeliminowanie (czyt. zarżnięcie) najbardziej niesztampowej postaci jako pierwszej. „The Windmill” nie jest skończoną porażką: film toczy się na tle pięknie jesiennej scenerii, a akcji towarzyszy dramatyczny wątek głównej bohaterki – dziewczyny pogubionej, chcącej odkupić swoje winy. Tych kilka pozytywów to jednak mało, a projekt Jongeriusa zwyczajnie nie sprawdza się jako miks slashera i horroru nadnaturalnego. Główny czarny charakter, tajemniczy The Master, niewiele ma wspólnego z prezentowanymi wydarzeniami, wydaje się oderwany od realiów fabuły.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

windmillmassacre2

04

Krótka piłka: „Scary Movie” [1991]

     Halloween. Warren, roztrzęsiony paranoik, udaje się do lokalnego Domu Strachów. Ataki histerii wywołuje w nim widok ogników, tańczących pod wiekiem dyniowego lampionu. Jak zareaguje na wieść o sensacyjnej ucieczce bywalca lokalnego szpitala psychiatrycznego? „Scary Movie” – do niedawna zaginiony projekt Daniela Ericksona z 1991 roku (niemający nic wspólnego z parodią braci Wayans) – dość szybko samookreśla się jako miks horroru i komedii, chętniej dryfujący ku obrębom drugiego z wymienionych gatunków. Towarzyszący sytuacjom ekranowym komizm najczęściej nie śmieszy, choć obłędna, pełna skupienia kreacja młodego Johna Hawkesa, grającego Warrena, wzbudza na ustach uśmiech – głównie stanowiący wyraz uznania dla aktora. Dla widzów szukających halloweenowego dreszczu emocji okaże się „Scary Movie” stratą czasu: to film o ciekawym, ponurym koncepcie, kiepsko, niestety, przelanym w kadr ekranu. Innych sympatyków kina grozy może urzec sposób, w jaki omija Erickson pułapki rutyniarstwa filmowego slashera. Może, lecz nie musi.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

scarym91

4 i pol