Diabelska zabawa. [„Verónica”, 2017]

     „Verónica” – okultystyczny horror, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, do jakich doszło w Hiszpanii dwadzieścia siedem lat temu – jest filmem tyleż sztampowym, co eleganckim i przewrotnym. Jego tytułowa bohaterka otwiera drzwi do świata demonów, korzystając z planszy Ouija. Przedmioty w domu Veróniki zaczynają więc żyć własnym życiem, w lustrach pojawiają się odbicia nie z tego świata, a po ścianach posępnie tułają się cienie jak z „Nosferatu – symfonii grozy”. W filmie znalazło się miejsce dla co najmniej kilku jump scare’owych sekwencji, ale reżyser Paco Plaza („[REC]”) postanowił skorzystać z jump scare’ów lepszego sortu. „Verónica”, choć nie urasta do rangi najbardziej przerażającego straszaka wszech czasów (a w taki sposób ją hype’owano), u niejednego widza wywoła szybszą akcję serca. Kluczem Plazy do sukcesu okazują się jednak nie podręcznikowe metody straszenia, a oryginalna stylizacja.

Verónica2

     Szereg osobliwych działań plastyczno-scenograficznych, na jakie zdobył się Plaza, pozwala „Verónice” osiągnąć status dzieła ekstrawaganckiego, chwilami śmiało awangardowego. Wtórnej i prostej historii demonicznego opętania nadał reżyser zacięcie artystyczne. Wszystko za sprawą precyzyjnego sterowania kamerą, abstrakcyjnego kadrowania obrazu i surrealistycznego w swej formie montażu. „Verónica” to film, w którym ważniejsze od kartek scenariusza są ilustracje: tekst wyraźnie wspierany jest tu obrazem, który ma znaczenie kardynalne. Nadworny kompan Plazy, Martí Roca, montując projekt, zastosował ciekawe manewry edytorskie. W jednej ze scen obserwujemy, jak zawieszona między dwoma światami bohaterka kroczy po Madrycie i gorączkowo szuka rozwiązania swych problemów. Bruk pod jej nogami nie bez powodu zmienia się w wertowaną książkę – kilka minut wcześniej powiedziano Verónice, że odpowiedzi na dręczące ją pytania ukryte są w literaturze ezoterycznej. Inne ujęcie pokazuje Verónikę, która uparcie idzie przed siebie, choć cały świat chodzi wspak (ciekawe, czy nawiązanie do „Przygody człowieka poczciwego” to wypadkowa podobieństwa fabularnego czy może zabieg celowy). Plaza i Roca z dużą wprawą operują też dźwiękiem. W jednej z sekwencji nocnych old-schoolowe materiały muzyczne, dobiegające z telewizora, nakładają się na narrację pierwszoplanową. W efekcie rodzina Veróniki przeżywa chwile grozy w rytm klasycznego horroru Narciso Ibáñeza Serradora, „Czy zabiłbyś dziecko?”.

Czytaj dalej Diabelska zabawa. [„Verónica”, 2017]

Darkness, I charge you with this sign. [„Pyewacket”, 2017]

     Po śmierci ojca nastoletnia Leah Reyes (Nicole Muñoz) przenosi się do posiadłości położonej w sercu lasu. Jej matka (Laurie Holden) stale wspomina szczęśliwe chwile u boku męża i postanawia rozpocząć życie od nowa – wraz ze zbuntowaną córką. Narastająca w Leah agresja swoje apogeum osiąga tuż po przeprowadzce, wyrywającej dziewczynę z kręgu przyjaciół. Licealistka – zainteresowana okultyzmem i czarną magią – odprawia rytuał i rzuca na rodzicielkę śmiertelną klątwę. Choć już następnego dnia okazuje skruchę, nie może liczyć na taryfę ulgową: obudziła ze snu demoniczną istotę, która spocznie dopiero, gdy zasmakuje ludzkiej krwi.

pyewacket2

     „Pyewacket” w reżyserii Adama MacDonalda to horror głęboko osadzony w prozie życia codziennego, a nawet niosący pewne przesłanie moralne. Reżyser (i scenarzysta zarazem) zaszczepia w umyśle widzów przestrogę: uważaj, czego sobie życzysz. Odprawiając niebezpieczny rytuał, Leah wykazuje się egoizmem o potężnie destrukcyjnej mocy. Po utracie ojca i przyjaciół dziewczyna pała nienawiścią do świata – niestety, zostaje ona ukierunkowana na troskliwą, w gruncie rzeczy, matkę. Wiedźma, prześladująca bohaterki, wyłania się z kłębów gniewu. I to całkiem dosłownie: po raz pierwszy widzimy ją, gdy pod osłoną nocy wypełza z czarnej chmury, zawieszonej tuż obok śpiącej Leah.

Czytaj dalej Darkness, I charge you with this sign. [„Pyewacket”, 2017]

Bogini seksu. [„Szamanka”, 1996]

     Zwierzęcość i duchowość przeplatają się w „Szamance” w sposób niemal perwersyjny. Kultowy film, choć powstał ponad dwadzieścia lat temu, w Polsce wciąż owiany jest najgorszą sławą i stale pada ofiarą kpin ze strony widzów. W latach 90. obraz wywołał oburzenie za sprawą nagromadzenia scen erotycznych, które – choć dosadne – nie szokowały eksplicytną nagością i zbliżeniami na organy płciowe. Andrzej Żuławski epatował w „Szamance” seksem, ale nie przeciągał struny bardziej niż robił to Bertolucci w „Ostatnim tangu”. W późniejszym wywiadzie powiedział reżyser, że „Polska utknęła na etapie średniowiecza”. Nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem: grzmiący z ambony księża mieli ponoć sprawić, że „Szamanka” zostanie pogrzebana żywcem.

Szamanka2

     …I udało im się to. Film Żuławskiego został doceniony za granicą, ale nad Wisłą wciąż uchodzi za synonim tandety i złego smaku. Znajdziemy w „Szamance” gorszące sceny, poznamy język jak z rynsztoka. Mimo to, projekt stanowi bezkompromisowy, antyugodowy traktat o seksie, co z miejsca stawia go w pozycji jednego z bardziej unikatowych dokonań rodzimych. W czasach, gdy polskie kino kojarzone było w znacznej mierze z kinem sensacyjnym, Żuławski wprowadził na ekrany dramat psychologiczny o poetyce cielesności – utopiony w głębokim nihilizmie, gwałcący tematy tabu. „Szamanka” jest film gniewnym, którego brutalność posunięta bywa do sadomasochistycznych granic. Zderzają się w nim dwie odmienne siły (pamiętny duet Iwona Petry-Bogusław Linda), kopulują ze sobą różnoimienne bieguny. „Włoszka” manifestuje sobą pierwotność; już w pierwszych scenach budzi się w niej nieokiełznana bestia. Spotkanie z Michałem – człowiekiem nauki, targanym impulsami – będzie dla niej chwilą seksualnego przebudzenia. Seks ukazany zostaje w „Szamance” jak narkotyk, który czyni z bohaterów marionetki własnego nałogu.

Czytaj dalej Bogini seksu. [„Szamanka”, 1996]

Atomy naszego życia. [„Anihilacja”, 2018]

     Przedostatni film Aleksa Garlanda, „Ex Machina”, stanowił refleksyjne, chwilami niemal filozoficzne kino cyberpunkowe i zasłużenie przyniósł swojemu twórcy nominację do Oscara za scenariusz. Tekstualnie projekt scalał ze sobą fragmenty „Frankensteina” Mary Shelley z urywkami prozy Philipa K. Dicka. „Anihilacja” – dziecko Paramountu i Netfliksa – to film nie mniej ryzykowny; chwilami wyglądający jak kobiecy remake „Predatora”, a kiedy indziej jak duchowy sequel „Stalkera” Tarkowskiego.

Annih2

     Fabuła „Anihilacji” wydaje się prosta, ale wcale taka nie jest: scenariusz okazuje się enigmatyczny, a jego autor nie ma w zanadrzu żadnych odpowiedzi – mimo że pytań wystosować można by wiele. W Strefie X, gdzieś w Stanach Zjednoczonych, niezidentyfikowana fala energii przyczynia się do mutacji biologicznych. Członkowie ekspedycji rozkładają nad ewenementem ręce. Padają nawet sugestie, że za całym zamieszaniem stoją obcy. Historia inspirowana jest utworem Lovecrafta „Kolor z przestworzy”, w którym gazy tajemniczego meteorytu wywołują wśród ludzi straszliwą chorobę. Okazuje się jednak „Anihilacja” więcej niż body horrorem; to zarazem minimalistyczny w swej formie traktat, dotyczący natury ludzi i dziwnie im bliskiej autozagłady. Garland (prawdopodobnie jak VanderMeer w książkowym pierwowzorze, choć pewności nie mam) opowiada o momencie, w którym bohaterki nie mogą dłużej ufać swoim ciałom. „Anihilacja” to film, w którym porządek świata zostaje unicestwiony, a destrukcja wynika z nieświadomości człowieka. W jednej ze scen pada zdanie: „Mało kto przejawia skłonności samobójcze, choć wszyscy dążymy do samozagłady”. Z jakiegoś powodu ewolucja wyposażyła nas w silny impuls masochistyczny.

Czytaj dalej Atomy naszego życia. [„Anihilacja”, 2018]

Wnuki kukurydzy. [„Children of the Corn: Runaway”, 2018]

     Ruth (Marci Miller) była członkinią sekty dowodzonej przez morderczego Malachaia, ale zdołała odzyskać wolność. Od kilkunastu lat nie zaznała jednak spokoju: ciągle ucieka przed przeszłością, szukając swojego miejsca na świecie. Jedyną bliską jej osobą jest syn, Aaron (Jake Ryan Scott), który coraz częściej zaczyna słyszeć straszliwe szepty dobiegające z pól kukurydzy… Bohaterowie osiedlają się w Oklahomie, gdzie Ruth podejmuje pracę mechanika samochodowego. Udręczona matka nawet nie wie, ile będzie musiała poświęcić, by zbawić swoje dziecko przed ciemnością, pustoszącą okoliczne wioski.

ChildrenRunaway2

     „Children of the Corn: Runaway” to dziesiąty z kolei segment serii horrorów zapoczątkowanej w 1984 roku. Film kontynuuje telewizyjny remake „Dzieci…” (2009), ale stanowi odrębną historię. Oto przedstawieni zostają nam nietypowi bohaterowie – samotna matka i jej pokrzywdzony emocjonalnie syn – niewiele mający wspólnego z postaciami znanymi z uprzednich prequeli. W „Dzieciach kukurydzy” dorośli protagoniści gubią się zazwyczaj na prowincji Środkowo-Zachodnich Stanów, a potem odpierają ataki uzbrojonych w widły i sierpy wyrostków. Z Ruth jest inaczej: to bohaterka zagubiona wewnętrznie, wiecznie zmęczona i szukająca ukojenia, usiłująca zapomnieć o bolesnej przeszłości. „Runaway” nie stanowi właściwie udanego filmu, ale na pewno jest przedsięwzięciem ambitniejszym niż inne „wymuszone” sequele Dimensionu (vide: „Hellraiser: Judgment”).

Czytaj dalej Wnuki kukurydzy. [„Children of the Corn: Runaway”, 2018]

Total extermination of the heart. [„Nieznajomi: Ofiarowanie”, 2018]

     Czteroosobowa rodzina – matka, ojciec i dwoje dzieci – przybywa do Gatlin Lake, gdzie mieści się osiedle kempingowe. Błogi wypoczynek w letniskowym kurorcie stanie się walką na śmierć i życie. Okazuje się, że trójka uzbrojonych napastników wymordowała wszystkich miejscowych wczasowiczów, a Kinsey (Bailee Madison) i jej najbliżsi mają stanąć w kolejce pod nóż. Noc jest młoda. I będzie krwawa… Nie spodziewałem się, że „Nieznajomi: Ofiarowanie” przypadną mi do gustu. To przecież sequel filmu sprzed dziesięciu lat, który przeszedł przez wyjątkowo skwarne piekło developmentowe. A jednak zdołał Johannes Roberts nakręcić wyjątkowo efektowny horror, który po trosze stanowi zgrabną kontynuację pierwszych „Nieznajomych”, a po części jawi się jako twór autonomiczny, dumny z własnej inności.

StrangersPreyAtNight2

     Tym różni się „Ofiarowanie” od swojego poprzednika, że nie jest pełnym suspensu thrillerem. W filmie znalazło się kilka sekwencji okrutnego, psychologicznego zastraszania, choć tytułowych nieznajomych częściej widzimy w akcji – i to całkiem dosłownej. Kontynuacja jest bardziej dynamiczna niż prequel, bywa soczyście sensacyjna, chwilami wręcz wykrzyczana. Oryginał z 2008 roku wielu krytyków uznało za intymną, ale burzliwie emocjonującą odtrutkę na splat-packową ekstremę. W sequelu kameralność schodzi na drugi, może nawet piąty plan, a Roberts korzysta z innych niż Bertino środków wyrazu. Jego projekt to rasowy, ejtisowy slasher – o intensywnej barwie i bardzo „kompaktowym” scenariuszu.

Czytaj dalej Total extermination of the heart. [„Nieznajomi: Ofiarowanie”, 2018]