Archiwa tagu: Dimension Films

Świąteczny slasher w mocnym wydaniu. [„Krwawe święta”, 2006]

„Krwawe święta” z 2006 roku. Film, z którym krytycy obeszli się wyjątkowo brutalnie, i który do dziś, niesłusznie, omawiany jest tylko przez pryzmat złego kina. Serwis Rotten Tomatoes trąbi, że „przez film przepompowano mnóstwo krwi i gore’u, robiąc to, niestety, bez humoru, kreatywności, bez wizualnego przepychu”. Tę zaiste absurdalną puentę pozwolę sobie rozłożyć na części pierwsze. Brak humoru? To argument godny największego ponuraka, który nie pozna się na dowcipie, nawet gdy ten kopnie go w twarz. Zbyt wiele postaci umiera w filmie na wesoło, w groteskowych warunkach, by w ogóle pochylać się nad tak niedorzecznym wyrzutem. Są też „Krwawe święta” kreatywne, właśnie dzięki sardonicznym zabójstwom. Dryg do ciekawych konceptów wizualnych mają natomiast scenografowie i operator Robert McLachlan, który ostatnio działał choćby przy „Krainie Lovecrafta”. Film nakręcono nad wyraz kompetentnie i stylowo, dbając o intensyfikację kolorów, voyeurystyczną cyrkulację kamery i strojne wyposażenie planu.

Cenię sobie „Krwawe święta” na tyle, że wyświechtane dyskusje o ich podrzędności z roku na rok drażnią mnie coraz bardziej. Film jest słabszy od oryginalnych „Czarnych świąt” (1974), ale głównie dlatego, że nie straszy, i nie trzyma w napięciu tak, jak one. Dlaczego tego nie robi? Bo powstawał jako slasher z innej półki, mniej chłodny i opresyjny, stawiający na perwersyjną zabawę w eksploatację ciał. W nim też czuć retro posmak – mniej wyborny, ale wciąż pieszczący podniebienie. Żeby dać się porwać doznaniom smakowym, potrzebne będzie jednak upodobanie do tandety i estetyki kina po północy. Tym właśnie „Krwawe święta” są: nie lustrzanym odbiciem swego pierwowzoru, a stalk n’ slashem jak biblię traktującym ejtisowe standardy.

Czytaj dalej Świąteczny slasher w mocnym wydaniu. [„Krwawe święta”, 2006]

Wnuki kukurydzy. [„Children of the Corn: Runaway”, 2018]

     Ruth (Marci Miller) była członkinią sekty dowodzonej przez morderczego Malachaia, ale zdołała odzyskać wolność. Od kilkunastu lat nie zaznała jednak spokoju: ciągle ucieka przed przeszłością, szukając swojego miejsca na świecie. Jedyną bliską jej osobą jest syn, Aaron (Jake Ryan Scott), który coraz częściej zaczyna słyszeć straszliwe szepty dobiegające z pól kukurydzy… Bohaterowie osiedlają się w Oklahomie, gdzie Ruth podejmuje pracę mechanika samochodowego. Udręczona matka nawet nie wie, ile będzie musiała poświęcić, by zbawić swoje dziecko przed ciemnością, pustoszącą okoliczne wioski.

ChildrenRunaway2

     „Children of the Corn: Runaway” to dziesiąty z kolei segment serii horrorów zapoczątkowanej w 1984 roku. Film kontynuuje telewizyjny remake „Dzieci…” (2009), ale stanowi odrębną historię. Oto przedstawieni zostają nam nietypowi bohaterowie – samotna matka i jej pokrzywdzony emocjonalnie syn – niewiele mający wspólnego z postaciami znanymi z uprzednich prequeli. W „Dzieciach kukurydzy” dorośli protagoniści gubią się zazwyczaj na prowincji Środkowo-Zachodnich Stanów, a potem odpierają ataki uzbrojonych w widły i sierpy wyrostków. Z Ruth jest inaczej: to bohaterka zagubiona wewnętrznie, wiecznie zmęczona i szukająca ukojenia, usiłująca zapomnieć o bolesnej przeszłości. „Runaway” nie stanowi właściwie udanego filmu, ale na pewno jest przedsięwzięciem ambitniejszym niż inne „wymuszone” sequele Dimensionu (vide: „Hellraiser: Judgment”).

Czytaj dalej Wnuki kukurydzy. [„Children of the Corn: Runaway”, 2018]

(Po)twór barkeropodobny. [„Hellraiser: Judgment”, 2018]

     Trzej detektywi wpadają na trop wyjątkowo brutalnego mordercy, który jako swoje ofiary wybiera osoby gardzące religijnymi wartościami. Szaleniec eliminuje nieszczęśników w sposób nad wyraz teatralny, zawsze nawiązując do dziesięciu przykazań Bożych. Policjanci nie zdają sobie sprawy, że wkraczając w świat sadystycznych zbrodni, przekroczą nieomal bramy piekieł.

hellraiserjudgment2

     Wysokim szychom z wytwórni Dimension znowuż przyszło sypnąć groszem na dawno już zjełczałą serię „Hellraiser”. Najnowszy jej segment, „Judgment”, powstał, faktycznie, za żółtawe miedziaki – kosztował bowiem niewiele ponad pięćset tysięcy dolarów. Gwoli przypomnienia: założona przez Boba Weinsteina spółka zobligowana jest raz na kilka lat kręcić sequele dwóch horrorowych cykli (kolejny to „Dzieci kukurydzy”) – w przeciwnym razie utraci do nich prawa. Dziewiąta z kolei kontynuacja „Wysłannika piekieł” jest więc projektem nakręconym bardziej z obowiązku niż z miłości do Pinheada i bardzo rzuca się to w oczy.

Czytaj dalej (Po)twór barkeropodobny. [„Hellraiser: Judgment”, 2018]

Dom zły. [„Amityville: Przebudzenie”, 2017]

     Po latach „piekiełka” developmentowego oraz kilku re-shootach „Amityville: Przebudzenie” wreszcie zaprezentowany został widzom. Producenci ewidentnie stracili wiarę w swój projekt, przez co w jego jakość zwątpili też fani horroru. Śmiało mogę wszak powiedzieć, że La Scala i członkowie jego załogi zbyt długo grali na zwłokę. „Przebudzenie” nie jest rewolucyjnym filmem grozy – to straszak na wskroś konwencjonalny, niekiedy dość oczywisty. Reżyser Franck Khalfoun obejrzał jednak kilka klasyków o nawiedzonych domach i wie, jakimi metodami straszenia warto dręczyć publikę. Jego film ma w sobie też wystarczająco dużo autoświadomości, by odciąć się od LICZNYCH gniotów, jakie wpisują się w kronikę serii.

AmityvilleTheAwakening02

     Amityville w stanie New Jersey. Nastoletnia Belle (Bella Thorne) wprowadza się do posiadłości położonej przy 112 Ocean Avenue. Matka (Jennifer Jason Leigh) nie powiedziała jej, że przed laty tym położonym w zacisznej okolicy domem wstrząsnęła potworna zbrodnia. Od tego czasu lokalni mieszkańcy uważają, że w okazałej, zaprojektowanej w stylu kolonialnym rezydencji straszą złe duchy. Belle jest wściekła: historię ponurego domostwa poznaje dopiero w szkole, gdzie szybko staje się obiektem plotek i drwin. Dziewczyna podchodzi do sprawy bardzo sceptycznie; nie wierzy bowiem w zjawiska paranormalne. Wszystko zmienia się, gdy jej poszkodowany w wypadku brat, James (Cameron Monaghan), budzi się z wieloletniej śpiączki i zaczyna przejawiać oznaki opętania.

Czytaj dalej Dom zły. [„Amityville: Przebudzenie”, 2017]

Nastoletnia apokalipsa. [„Viral”, 2016]

     „Viral” w reżyserii Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana nie jest filmem wybitnie oryginalnym, o czym świadczy już jego atrakcyjny, lecz mocno inspirowany sztuką H.R. Gigera plakat. Pomimo oczywistych podobieństw, jakie w strukturze scenariusza łączą horror choćby z serialową porażką FX, „The Strain”, nie można mówić o nim jako o „powtórce z rozrywki”. „Viral” tylko powierzchownie sprawia wrażenie wtórnego straszaka.

viral1

     Im więcej czasu spędzimy z Emmą (Sofia Black-D’Elia) i Stacey (Analeigh Tipton), tym bardziej utwierdzimy się w przekonaniu, że ma film z ich udziałem zadatki na kino nienaśladowcze. I choć „Viral” świeżą wizją apokalipsy jest tylko częściowo (twórcy zobligowani są do korzystania z pewnych utartych klisz), kameralność przedstawionej historii wyróżnia się i przykuwa uwagę, a przede wszystkim pozwala złapać oddech przed premierą kolejnej pandemicznej sztampy. „Viral” to film, w którym nie uciekamy przed śmiertelnym wirusem na koniec świata, a kryjemy się przed nim w domowym zaciszu, film, w którym hordy złaknionych krwi bestii nie czyhają na nas w każdym ciemnym zaułku, film, w którym utożsamiamy się z bohaterami – zachowującymi i porozumiewającymi się w sposób naturalny, nieheroiczny. Brakuje projektowi odrobiny więcej dynamizmu, choć należy pamiętać, że nie kręcono go jako standardowy „apocalypse movie”. Koniec końców, także dzięki kilku przyprawiającym o autentyczne ciarki momentom, okazuje się „Viral” horrorem znacznie lepszym i znacznie mniej taśmowym niż poprzednie dzieło duetu Joost-Schulman, „Paranormal Activity 4”.

Czytaj dalej Nastoletnia apokalipsa. [„Viral”, 2016]

Run for your life. [„Kristy”, 2014]

          Lęk przed nieznanym, przerażenie na myśl o odizolowaniu, panika napędzana przez bycie obserwowanym z ukrycia. „Kristy” w reżyserii Olivera Blackburna, po części kino grozy, po trosze thriller, to bardzo niepokojące widowisko. Obraz cechuje się dławiącą, wysoce klaustrofobiczną atmosferą; chwyta widza za gardło i nie puszcza aż do ostatnich sekund seansu. Na tym polega sukces projektu: stanowi on definicję strachu, właściwą terminowi „horror”.

Kristy1

     Bohaterka filmu, studentka ekskluzywnego college’u, nie ma na imię tak, jak tytuł mógłby sugerować. Nie przeszkadza to członkom tajemniczej sekty polującej na młode dziewczyny – chrzczą oni swoje ofiary jako Kristy i mordują je, widząc w nich „córki chrystusowe”. Z okazji Święta Dziękczynienia „Kristy”, a właściwie Justine spędza samotny weekend na kampusie uniwersyteckim. Nie wie, że przyjdzie jej stanąć twarzą w twarz ze złem.

Czytaj dalej Run for your life. [„Kristy”, 2014]