„Told y’all not to come”. [„The Dark and the Wicked”, 2020]

Do gospodarstwa na odludnej wsi powracają Louise (Marin Ireland) i jej brat Michael (Michael Abbot Jr.). Rodzeństwo nie jest sobie szczególnie bliskie, a z rodzicami miewa kontakt raczej od święta. Powód wizyty nie należy do wesołych: umiera bowiem ojciec i pan domu, a jego żona popada w obłęd. Wkrótce po przybyciu matka bohaterów dokonuje dziwnego ceremoniału autooszpecenia, a następnie popełnia samobójstwo. To tylko początek splotu fatalnych zdarzeń, które wydają się mieć nadnaturalne podłoże. W domu panuje złowroga, ciężka do zrozumienia energia. Rodzina wystawiona zostaje na próbę, a diabelska moc usiłuje wyrwać jej duszę z piersi.

Każdego roku na horyzoncie pojawia się przynajmniej jeden horror opiewany jako bezbłędny i wizjonerski, który, koniec końców, daleki jest od ideału. Tej jesieni stanowczo przeceniony został „The Dark and the Wicked” Bryana Bertino – film na pewno niezły i atrakcyjny technicznie, ale też wymęczony, tonący w apatii. Bertino, kolejny raz po „Nieznajomych” i „The Monster”, rozbija w nim rodzinne więzi, a bohaterów konfrontuje z niszczycielską siłą. Tym razem akcja nie dzieje się ani w domu letniskowym, ani na śródleśnej szosie, a na farmie gdzieś w teksańskim przedpieklu. Wiejska posiadłość w stylu surowej Americany staje się polem paranormalnej bitwy, w której Louise i Michael są właściwie bez szans na wygraną.

Czytaj dalej „Told y’all not to come”. [„The Dark and the Wicked”, 2020]

Biegnij, Paula, biegnij. [„Anatomia”, 2000]

Paula Henning (Franka Potente) urodziła się w rodzinie lekarzy. Sama też zamierza w przyszłości pracować w sektorze opieki zdrowotnej, dlatego latem bierze udział w ogólnopaństwowym teście i dostaje się do renomowanej akademii medycznej Heidelberg. Na uczelni panuje surowa atmosfera, ale dziewczyna szybko znajduje przyjaciółkę – przebojową Gretchen (Anna Loos). Na pierwszych zajęciach praktycznych Paula dokonuje szokującego odkrycia: stół prosektoryjny ugina się bowiem pod ciężarem młodego chłopaka, którego bohaterka poznała w podróży z Monachium do Heidelbergu. Na terenie kampusu uniwersyteckiego tajemniczo znikają studenci. Jednocześnie pierwszoroczniacy dowiadują się o istnieniu Muzeum Anatomicznego, w którym znaleźć można preparaty układu nerwowego, trzewi klatki piersiowej i innych makabryczności. Eksponaty ludzkich sylwetek wyglądają przerażająco prawdziwie.

„Anatomia” Stefana Ruzowitzky’ego zarobiła w 2000 roku więcej niż jakikolwiek inny niemiecki film, plasując się wysoko w zestawieniach lokalnego box-office’u. Była jedną z ostatnich rodowitych produkcji z udziałem Franki Potente, zanim ta wyruszyła do Stanów Zjednoczonych, by spełnić amerykański sen i grać u boku takich sław, jak Matt Damon czy Vince Vaughn. Z perspektywy lat da się zauważyć w „Anatomii” wyraźną inspirację trendami zza Oceanu. Całego filmu nie nazwiemy może kalką „Krzyku”, bo nie pozwalają na to „podziemna” intryga, snuta przez kadrę pedagogów, oraz samo miejsce akcji – najstarsza uczelnia Niemiec. Niemniej pewne tropy fabularne oraz rozwiązania stylistyczne są niemal wyrwane z amerykańskich teen slasherów drugiej połowy lat 90.

Czytaj dalej Biegnij, Paula, biegnij. [„Anatomia”, 2000]

Szkocka masakra w Ameryce. [„Redwood Massacre: Annihilation”, 2020]

W 2014 roku ukazał się okropnie toporny, źle zainscenizowany i opracowany technicznie horror „The Reedwood Massacre”. Film, wyprodukowany w Szkocji, desperacko gonił za trendami zza Oceanu: w czasach, gdy coraz więcej zaczęło powstawać nostalgicznych, niskobudżetowych slasherów podanych w typowo amerykańskim sosie, reżyser David Ryan Keith postanowił podpiąć się pod ten trend. Niestety, to, co sklecił naprędce w towarzystwie amatorskiej ekipy, nijak nie równa się z indie slasherami pokroju „Discopathe”, „GirlHouse”, czy nawet „Dorchester’s Revenge: The Return of Crinoline Head”.

Amerykański sen zaprząta głowę Keitha po dziś dzień. Parę tygodni temu w serwisach VOD zadebiutował nowy koszmarek reżysera – nieproszony sequel „Redwood Massacre: Annihilation”. W kontynuacji typu „in-name-only” poznajemy grupę samozwańczych żołnierzy, którzy wyruszają do tytułowego lasu, by upolować znanego z poprzedniej odsłony serii, psychopatycznego farmera. Na przestrzeni trzech dekad w Redwood zaginęło bowiem ponad siedemdziesięciu biwakowiczów – są wśród nich osoby bliskie naszym bohaterom. Ekipie przewodzą autor literatury true crime, Tom Dempsey (Jon Campling), i jego córka Laura (Danielle Harris), pasjonatka sztuk walki. Kiedy uzbrojeni po uszy towarzysze broni znajdują dom w głębi lasu, wpadają w pułapkę bez wyjścia.

Czytaj dalej Szkocka masakra w Ameryce. [„Redwood Massacre: Annihilation”, 2020]

Matczyne obsesje. [„Run”, 2020]

„Run” – nowy film z udziałem Sarah Paulson, który w piątek zadebiutował na platformie Hulu – rozpoczyna plansza z definicjami przypadłości medycznych. Chwilę wcześniej poznaliśmy główną bohaterkę, która wkrótce po urodzeniu dziecka dowiaduje się, że jest ono ciężko chore. Lekarze wahają się, czy powiedzieć świeżo upieczonej mamie, na co musi się nastawiać. Siedemnaście lat później Diane i Chloe (Kiera Allen) tworzą zgrany duet. Mieszkają w rustykalnym, ale przytulnym domu daleko od miasta, gdzie pierwsza z nich hoduje warzywa, a druga uczy się zdalnie, czekając na list akceptacyjny z wymarzonego uniwersytetu. W pobliżu nie ma sąsiadów – matka i córka widują tylko siebie nawzajem. Chloe cierpi z powodu częściowego niedowładu ciała, astmy i cukrzycy, do tego porusza się na wózku inwalidzkim. Wkrótce przed wejściem w dorosłość nastolatka odkrywa, że troskliwa i kochająca mama może skrywać mroczny sekret.

„Run” to drugi pełny metraż w reżyserii Aneesha Chaganty’ego. Jego pierwociną był brawurowo opowiedziany dreszczowiec „Searching”, niemal całkowicie przedstawiony z perspektywy nagrań na telefonie i komputerze. W tegorocznym „Run” stawia reżyser na bardziej tradycyjny format techniczny, na pewne swobodne odwołania do klasycznych tytułów. To po prostu old-schoolowy thriller, szczególnie przywołujący skojarzenia z „Misery” i „Mommie Dearest”. Co więcej, sama historia mogła być inspirowana losami Gypsy Rose Blanchard i jej niezrównoważonej rodzicielki.

Czytaj dalej Matczyne obsesje. [„Run”, 2020]

Karma wraca. [„Don’t Look Back”, 2020]

„Don’t Look Back” – niepotrzebna adaptacja krótkiego metrażu „Good Samaritan” z 2014 roku. Oba filmy napisał i wyreżyserował Jeffrey Reddick, twórca serii „Final Destination”. W obu grupa przypadkowo mijających się w parku egoistów nie pomaga umierającemu mężczyźnie i następnie ginie w zagadkowych okolicznościach, jeden po drugim.

Tegoroczny film, z dwunastu wydłużony do osiemdziesięciu pięciu minut, stanowi marną imitację pierwszej odsłony „Oszukać przeznaczenie”. Pozbawioną wisielczego humoru i na tyle niskobudżetową, że o kreatywnych uśmierceniach nie ma w ogóle mowy. Brakuje też w „Don’t Look Back” twistów narracyjnych, które ubarwiły najsłynniejszy projekt Reddicka – fabuła nie oferuje praktycznie żadnych niespodzianek, choć bohaterowie ulegają makabrycznym zrządzeniom losu. Największym zaskoczeniem okazuje się obecność ekranowego Dwighta Schrute’a w obsadzie, w niczym nieuzasadnionej roli cameo.

Czytaj dalej Karma wraca. [„Don’t Look Back”, 2020]

Can somebody call a nurse? [„12 Hour Shift”, 2020]

„12 Hour Shift”, czyli Angela Bettis wraca do gry. Ostatni raz widzieliśmy ją w horrorze przed siedmioma laty, w mało nagłośnionym webserialu „Tom Holland’s Twisted Tales”. Dopiero tegoroczny „12 Hour…” umieszcza ją na pierwszym planie i pozwala pokazać aktorski pazur.

Aktorka, pamiętana głównie z doskonałej roli w „May” Lucky’ego McKee, tym razem występuje jako uzależniona od opioidów pielęgniarka w niezbyt renomowanym szpitalu, który jest też punktem handlu organami. W wyniku splotu niefortunnych zdarzeń ginie towar wart dziesiątki tysięcy dolarów. Grana przez Bettis Mandy i jej inteligentna inaczej kuzynka muszą odkręcić sprawę – na karku czują już oddech bezwzględnych mafiosów.

Czytaj dalej Can somebody call a nurse? [„12 Hour Shift”, 2020]