Tekst oryginalnie pojawił się na fan page’u w serwisie Facebook 29 października.
W 2020 roku na Netfliksie ukazał się horror „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, hucznie obwołany jako pierwszy polski slasher. Choć reżyser Bartosz M. Kowalski nie uskutecznił za jego sprawą jakiejś wysokoartystycznej wizji, nie można było odmówić filmowi realizacyjnego sznytu, rozbrajającego humoru i po prostu uroku. Kowalski sięgnął w „jedynce” po klasyczną ikonografię. Eksploatacja ciał, golizna, zabójczy seks – wszystko to upodabniało „W lesie…” do kolejnych odsłon „Piątku, trzynastego” czy „Drogi bez powrotu”. Jak udał się reżyserowi sequel?
Podczas gdy pierwsza odsłona serii jawiła się jako pospolity backwoods horror, w kontynuacji do jednego kotła wrzucono kilka sprzecznych pomysłów na film. Poprzeplatano ze sobą pół tuzina diametralnie różnych podgatunków. Powstała mieszanka wybuchowa – „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” to na równi komedia z dreszczykiem à la Troma, klasyczny slasherowy sequel, hillbilly horror, monster movie oraz groteskowe romansidło. Przy najszczerszych chęciach nie da się ogarnąć filmu jako spójnego dzieła i odczytać go w jednym tylko przyjętym kluczu.
Czytaj dalej Jazda po bandzie. [„W lesie dziś nie zaśnie nikt 2”, 2021]