Archiwa kategorii: Science-fiction

Long live the new flesh. [„Zbrodnie przyszłości”, 2022]

David Cronenberg – mistrz horroru cielesnego, zafascynowany biologią, technologią i fantastyką naukową. Jako jego opus magnum można wskazać „Wideodrom” czy „Muchę”. W ostatnich dwóch dekadach Cronenberg odszedł od tematyki, z którą jest utożsamiany – kręcił filmy o eskalującej w ludziach przemocy („Wschodnie obietnice”, „A History of Violence”) oraz thrillery o pułapkach umysłu („Pająk”, „Niebezpieczna metoda”). „Zbrodniami przyszłości”, które zadebiutują w kinach 22 lipca, reżyser wraca do tematu, jaki fascynował go przez większość kariery – metamorfozy ludzkiego ciała.

„Zbrodnie przyszłości”, 2022. © Monolith Films, Téléfilm Canada, Serendipity Point, Ingenious Media

Rzecz dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości na Bałkanach. Za sprawą drastycznej zmiany klimatu i licznych czynników warunkujących transformację społeczno-ekonomiczną ludzie ewoluowali – nie są zdolni zarażać się chorobami, ani odczuwać bólu. Działania, które niegdyś uznawano za ryzykowne, dziś są życiodajnym paliwem. Niektórzy uczestniczą w seksualnych schadzkach, na których ciała są cięte i okaleczane dla przyjemności; inni wypracowali w sobie zdolność organizmu do nadprodukcji nowych narządów.

Czytaj dalej Long live the new flesh. [„Zbrodnie przyszłości”, 2022]

Udany restart serii. [„V/H/S/94”, 2021]

Muszę przyznać, że choć zupełnie tego nie oczekiwałem, „V/H/S/94” to naprawdę udany restart serii. Pełen polotu, wyobraźni i wizualnego sznytu. To nie byle sequel horrorowej antologii w konwencji found footage, a przemyślany projekt ogniskujący się na tematyce sekt, konspiracji i związku grozy z mass mediami. Największe zaskoczenie polega na tym, że twórcom udały się właściwie wszystkie przedstawione opowieści.

„Storm Drain” to segment inspirowany kultowym horrorem „REC”. Reporterka lokalnej stacji telewizyjnej ma nakręcić materiał o tajemniczej postaci, widywanej w okolicy kanałów burzowych. Wraz z kamerzystą zostaje wysłana do tuneli miejskiej kanalizacji, które, jak odkrywa, okupują bezdomni. Okaże się, że nie tylko oni. Spośród wszystkich historii ta najgłębiej dostaje się pod skórę. Wędrówka Holly (Anna Hopkins) podziemiami miasta w miarę upływu filmu staje się coraz bardziej klaustrofobiczna, aż w końcu widzowi też zaczyna braknąć tchu. Hail Raatma!

Czytaj dalej Udany restart serii. [„V/H/S/94”, 2021]

O superbohaterach przez pryzmat kinofilskiej fantazji. [„Legion samobójców: The Suicide Squad”, 2021]

Nie przepadam za kinem superbohaterskim. Spośród stu komiksowych adaptacji wybiorę może pięć, które trafią w mój gust. Muszę jednak przyznać, że to, co James Gunn nabroił przy „Legionie samobójców: The Suicide Squad”, powaliło mnie na łopatki – w najlepszym ujęciu. Powstał film o gorączkowym tempie i zawrotnej fabule, z dużym stężeniem soczystego humoru.

Gunn realizuje za sprawą „Legionu…” kinofilską fantazję: wstęp filmu parodiuje „Szeregowca Ryana”, narracja jest jakby tarantinowska, czuć tu ducha kina exploitation. Inspiracją dla scenariusza było kino wojenne sprzed połowy wieku – pozycje jak „Parszywa dwunastka” czy „Złoto dla zuchwałych”. I faktycznie, „The Suicide Squad” to taki „The Dirty Dozen” na sterydach, podany w komiksowym sosie, ale czerpiący przy tym z pulpowej prozy i komedio-horrorów klasy „B”. Gunn sam rozpoczynał przecież karierę w szeregach Tromy i jego nowy projekt można potraktować jako laurkę dla tejże wytwórni, ukłon dla starych czasów – w jednej z ról cameo występuje nawet Lloyd Kaufman. Grany przez Petera Capaldiego Thinker to z kolei wykapany Krank z „Miasta zaginionych dzieci”.

Czytaj dalej O superbohaterach przez pryzmat kinofilskiej fantazji. [„Legion samobójców: The Suicide Squad”, 2021]

Nakręcił, bo mu kazali. [„Wioska przeklętych” Johna Carpentera, 1995]

Na Netfliksie pojawił się niedawno film „Wioska przeklętych” Johna Carpentera – uznany przez niego samego za rzemiosło, bardziej zadanie wynikające z kontraktu niż coś, czego realizacja faktycznie go interesowała. Mistrz horroru ponoć odrzucił ofertę pracy przy „Nagim instynkcie”, by nakręcić „Wioskę…” dla Universal Pictures – i był to duży błąd, bo ekranizując powieść „The Midwich Cuckoos” Wyndhama, ewidentnie nie czuł bluesa. A na adaptacjach zna się przecież jak mało kto, czego dowiódł lata temu filmem „Coś”.

Rzecz dzieje się w kalifornijskim hrabstwie Marin, gdzie dochodzi do niewyjaśnionej, masowej śpiączki: całe miasteczko zapada w sen o tej samej, porannej porze, niektórzy powodując wypadki na drodze. Kilka tygodni po przebudzeniu okazuje się, że dziesięć kobiet zaszło w ciążę – jedna z nich to dziewica. Po dziewięciu miesiącach rodzą się dzieci: wszystkie wyglądają tak samo, są albinosami o przeszywającym spojrzeniu i od najmłodszych lat wykazują genialne skłonności.

Czytaj dalej Nakręcił, bo mu kazali. [„Wioska przeklętych” Johna Carpentera, 1995]

Ewokacyjny i nieoczywisty. [„Niech się stanie”, 2020]

Film „Niech się stanie” Anthony’ego Scotta Burnsa na platformach VOD ukazał się nagle, lecz niekoniecznie po diable. Nowy horror o poczuciu uwięzienia we własnym, niekończącym się koszmarze zaskarbił sobie świetne recenzje krytyków, którzy już teraz obstawiają, że znajdziemy go w końcoworocznych listach typu „best of”. Nie bez powodu: „Niech się stanie” to film prowadzący widza w hipnotyczne rewiry kina, ewokacyjny w swej narracji, przywołujący ekspresywne wspomnienia wybitnych dzieł ery magnetowidów. Po jego obejrzeniu będziecie chcieli przewinąć wszystko do początku i raz jeszcze wcisnąć „play” na pilocie.

Nastoletnia Sarah (Julia Sarah Stone) bierze udział w badaniu naukowym pochylającym się nad zaburzeniami snu. W lokalnej klinice poznaje doktora Meyera (Christopher Heatherington) i grupę jego studentów. Dziewczynę i kilku innych uczestników kusi perspektywa łatwego zarobku, ale cel eksperymentu pozostaje właściwie nieznany. Wkrótce te same koszmary zaczynają prześladować zupełnie nieznających się ludzi, a straszące w nich widziadło o upiornym spojrzeniu ukazuje się także badaczom – na jawie.

Czytaj dalej Ewokacyjny i nieoczywisty. [„Niech się stanie”, 2020]

W przebraniu mordercy. [„Possessor”, 2020]

Tasya Vos (Andrea Riseborough) pracuje dla tajnej organizacji jako agentka specjalna. Kobieta za pomocą zaawansowanego technologicznie implantu mózgowego potrafi przybierać ciała obcych ludzi i pod „przykrywką” eliminuje osoby, które według jej szefostwa muszą zniknąć na zawsze. Nowe zlecenie wymaga od Tasyi, by zawłaszczyła sobie powłokę niejakiego Colina Tate’a (Christopher Abbott), młodego sybaryty, który postanawia wżenić się w bogatą rodzinę. Colin okazuje się dużo silniejszy, niż zakłada agencja: stawia opór nowej, dominującej osobowości, nie przyjmuje w sobie Tasyi. Mężczyzna walczy o zachowanie autonomii, a tajna agentka zostaje uwięziona w jego jaźni, zatraca się w niej.

Na pewno słyszeliście już o „Possessorze” sporo dobrego. Drugi film w karierze Brandona Cronenberga zebrał mnóstwo pozytywnych recenzji i w wielu rankingach umieszczany jest jako najlepsze, co dał nam 2020 rok. Nic w tym dziwnego: „Possessor” wymyka się prostym klasyfikacjom, posiada silny ładunek transcendentalny, stanowi bardziej doznanie, głęboką medytację, aniżeli fabułę w najbardziej dosłownej definicji. W follow-upie „Antiviral” z 2012 roku młodszy Cronenberg flirtuje z nihilizmem, stawia filozoficzne pytania o kondycję człowieka, obnaża przed widzem świat niebezpiecznych eksperymentów. Czy tak szalenie odległych, wyśnionych i futurystycznych? Nie do końca.

Czytaj dalej W przebraniu mordercy. [„Possessor”, 2020]