Udany restart serii. [„V/H/S/94”, 2021]

Muszę przyznać, że choć zupełnie tego nie oczekiwałem, „V/H/S/94” to naprawdę udany restart serii. Pełen polotu, wyobraźni i wizualnego sznytu. To nie byle sequel horrorowej antologii w konwencji found footage, a przemyślany projekt ogniskujący się na tematyce sekt, konspiracji i związku grozy z mass mediami. Największe zaskoczenie polega na tym, że twórcom udały się właściwie wszystkie przedstawione opowieści.

„Storm Drain” to segment inspirowany kultowym horrorem „REC”. Reporterka lokalnej stacji telewizyjnej ma nakręcić materiał o tajemniczej postaci, widywanej w okolicy kanałów burzowych. Wraz z kamerzystą zostaje wysłana do tuneli miejskiej kanalizacji, które, jak odkrywa, okupują bezdomni. Okaże się, że nie tylko oni. Spośród wszystkich historii ta najgłębiej dostaje się pod skórę. Wędrówka Holly (Anna Hopkins) podziemiami miasta w miarę upływu filmu staje się coraz bardziej klaustrofobiczna, aż w końcu widzowi też zaczyna braknąć tchu. Hail Raatma!

Reżyserowany przez Simona Barretta „The Empty Wake” przypomina radziecki horror „Wij” z końca lat sześćdziesiątych. Pracownica domu pogrzebowego ma poprowadzić stypę dla rodziny i bliskich zmarłego. Jest późny wieczór, na zewnątrz hula wiatr, a gałęzie skrobią o okna, w dodatku nikt nie odwiedza nieboszczyka. Hayley (Kyal Legend) opuszcza pomieszczenie, gdy gaśnie prąd, a kiedy do niego powraca, odkrywa, że trumna samoistnie zmieniła miejsce swojego ułożenia… To segment prosty, ale efektowny i wywołujący nerwowe rozglądanie się po ciemnym pokoju. Wyróżniają go bystra praca kamery i budzące grozę oświetlenie. Ostatnie minuty mogłyby okazać się ciut lepsze, ale całość pozostawia po sobie pozytywne wrażenia.

Bohaterem kolejnej historii, „The Subject”, jest szalony naukowiec, próbujący połączyć ciało i metal w organiczną jedność. Jego ostatni eksperyment wymknie się spod kontroli. Odsłonę wyreżyserował Timo Tjahjanto – ceniony za swój wkład w poprzednią odsłonę serii („V/H/S/2”). Nazwisko zobowiązuje: opowieść o zabawie w boga jest największym mindfuckiem w całym sequelu. To bardzo dynamiczny, brutalny i gamerski short – dla wielu okaże się highlightem filmu.

Ryan Prows nakręcił segment „Terror”, o radykalnych prawicowcach trzymających w stodole wampira – brakuje tu solidnej konkluzji, a całość wydaje się rozwleczona w czasie, ale i tak jest lepsza niż prequel, „V/H/S: Viral”. Film scala segment przewodni, „Holy Hell”, z wątkiem kina snuff i szalonego kultu. Steven Kostanski wyreżyserował ponadto fake’ową reklamę telewizyjną, „Vegetable Masher” – najpewniej po znajomości i dla żartu.

„V/H/S/94” zabiera widzów w gorączkową podróż do lat 90., pędzących ku rozwojowi technologicznemu. Serii nadaje zaś nowy, świeży kierunek. Film stanowi udaną mieszankę horroru, fantastyki naukowej, splatterpunka, a chwilami też czarnej komedii. Technicznie to najlepsza odsłona cyklu: wiarygodna, jeśli chodzi o efekt starej taśmy wideo, wyblakła kolorystycznie, pełna audialnego dysonansu i zakłóceń obrazu. Gdyby nie znane nazwiska i napisy początkowe, film można by uznać za rzeczywistą zaginioną taśmę VHS. Chyba trudno o lepszy komplement.

Tekst oryginalnie ukazał się na fan page’u w serwisie Facebook 10 listopada.

Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Prime Movies, Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

* Średnia ocena po podsumowaniu wszystkich segmentów „V/H/S/94” to 6,7/10.

Dodaj komentarz