Zabawa z percepcją

          Jeśli przymierzacie się do seansu filmu „Oculus” w reżyserii Mike’a Flanagana, a wszelkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają Wam, że nie zaserwuje on niczego poza powtórką ze sztampy „Luster” – najgorszego horroru całkiem zdolnego Alexandre’a Aji – porzućcie obiekcje. Choć plakat oraz opis fabuły mogą sugerować inaczej, najnowsza produkcja Flanagana („Absentia”) przełamuje schematy opowieści o nawiedzonych przedmiotach z ostatnich lat. Kamera, którą nakręcono „Oculus”, z pewnością nie była przeklęta, a jeżeli już znajdowała się pod wpływem jakiegoś uroku, była to klątwa sukcesu.

oculus-picture

     Film rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: w teraźniejszości oraz jedenaście lat wstecz. W roku 2002 domem czteroosobowej rodziny wstrząsa tragedia – żona zostaje zamordowana przez męża, ten zaś ginie z rąk dziesięcioletniego syna. Chłopiec, uznany za szalonego, trafia do zakładu zamkniętego. Po latach dostaje się pod skrzydła niewiele starszej siostry, Kaylie. Dziewczyna wspomina feralne wydarzenia inaczej niż jej brat, przypisuje im paranormalny charakter. Wierzy, że za rodzinny dramat odpowiedzialne jest nabyte przez zmarłego ojca, XVIII-wieczne lustro, które – jak się okazuje – ma być milczącym świadkiem śmierci wszystkich swoich poprzednich kupców. By udowodnić swą osobliwą teorię, bohaterka wykupuje zabytkowe zwierciadło i wraz z bratem powraca w miejsce nieszczęsnych zajść.

Czytaj dalej Zabawa z percepcją

„Your brother’s really sick”

       Każdy z nas to słyszał: „masz dziwny gust filmowy”. W oczach matki jesteś seksualnym dewiantem, sąsiad widzi w tobie przyszłego seryjnego mordercę. W byciu horrorowym ekstremistą nie ma nic łatwego. Jeszcze trudniej jest jednak obojętnie przejść obok wiadomości o morderstwach dokonanych pod wpływem obejrzanego slashera. Świat słyszał o podobnych aktach wielokrotnie; bywały one wiązane z niewinnymi – zdawałoby się – obrazami: „Laleczką Chucky 3” lub „Krzykiem”. Reżyser Scott Schirmer postanowił zgłębić niepokojącą kwestię zabójstw odurzonych brutalnością kina w swoim autorskim obrazie „Found”.

foundpicture2

     Bohaterami filmu są dwaj bracia, a środowisko przedstawione w „Found” konfrontuje ze sobą dwa światy horroru. Dla jedenastoletniego Marty’ego ekranowa groza jest polem niewinnym, pełnym zabawy; stanowi odskocznię od trudnego dzieciństwa. Marty spędza dni szkicując krwawe komiksy, słuchając audycji radiowych z dreszczykiem, eksplorując dział ze straszakami w lokalnej wypożyczalni filmów wideo. Starszy z braci, Steve, z horrorem związał styl swojego życia. Steve wpisuje się w stereotyp ekscentrycznego dziwaka, który jaskrawą przemoc z dzieł Dario Argento traktuje z morderczą powagą. Mając go za sąsiada, nie wpuścilibyśmy go do mieszkania, gdyby prosił o użyczenie szklanki cukru. Nie bez powodu. Jak deklaruje Marty – narrator filmu – jest dwóch Steve’ów. Jeden z nich kocha swojego brata jak nikogo innego. Drugi spędza noce poza domem, dyskretnie uprawiając tajemnicze hobby.

Czytaj dalej „Your brother’s really sick”

Rest in peace, Marilyn!

         Rankiem świat filmu obiegła bolesna wiadomość. Teksańska aktorka Marilyn Burns, znana przede wszystkim z roli heroicznej Sally Hardesty w kultowym dreszczowcu „The Texas Chain Saw Massacre”, zmarła we własnym domu, prawdopodobnie na zawał serca. To wielki cios dla rodziny i przyjaciół Marilyn, dla kręgów teatralnych miasta Houston, a także dla fanów horroru – kreacja artystki w debiutanckim dziele Tobe’go Hoopera pozostaje niezapomniana, poruszająca, perfekcyjna. Burns jako jednej z niewielu aktorek filmów grozy udało się stworzyć rolę w pełni zasługującą na nominację do Nagrody Akademii Filmowej (nominację, której jej nie przyznano).

marilynburnstexaschains

     Marilyn zapamiętana zostanie jako kobieta ciepła i uśmiechnięta. W wywiadzie udzielonym w 2004 roku wyznała, że na planie „Teksańskiej masakry…” czuła się jak „najszczęśliwsza dziewczyna pod słońcem”. Taką też, zdaje się, pozostała na długie lata.

marilynburnsheadshot

Nice try

          W jednej ze swoich ostatnich recenzji poświęcałem uwagę horrorom o tematyce LGBT. Nie trzeba być doświadczonym filmoznawcą, by wiedzieć, że nurt queer horroru – choć istnieje i powoli zdobywa popularność – nie przebił się do mainstreamu. Jeszcze uboższy żywot pędzi kino grozy wyrobu polskiego. Smutny to zaułek naszej niewiele weselszej celuloidowej prowincji, przez wielu odbierany wyłącznie w kategorii ponurego żartu lub w najlepszym wypadku walki kolejnych twórców z wiatrakami.

pora-mroku-08

     Problem niedoboru co bardziej zamerykanizowanych gatunków w menu nadwiślańskiego przemysłu filmowego wynika w dużej mierze z ograniczeń finansowych. Sześć lat temu przeciwstawił się im Grzegorz Kuczeriszka, wzięty operator oraz debiutujący reżyser. Jego pierwocina nakręcona została przy użyciu niedużego nakładu budżetowego. Nonkonformistyczny horror nie tak młodego Kuczeriszki zebrał cięgi od krytyków oraz przeszedł do historii jako kolejna wpadka kina gatunkowego made in Poland. O jakim tytule mowa? Panie i Panowie – „Pora mroku”!

Czytaj dalej Nice try