Być człowiekiem. [„The Siren”, 2019]

     W swoim debiutanckim filmie, post-horrorze „They Look Like People”, Perry Blackshear przedstawił opowieść o trudach bycia mężczyzną. Niezależny projekt o mumblecore’owej stylistyce zachwycał za sprawą ponurej kompozycji oraz ciekawie zarysowanego napięcia emocjonalnego między bohaterami. W kolejnym filmie, „The Siren”, kontempluje reżyser nad trudami bycia człowiekiem. Poznajemy troje młodych ludzi, którzy nie potrafią zmienić tego, kim są, jakie mają przyzwyczajenia, troski i słabości. Jedną z postaci centralnych jest tytułowa syrena (właściwie rusałka), w której zakochuje się niemowa. Fabuła „The Siren” pobrzmiewa więc „Kształtem wody”, gdzie poznaliśmy humanoidalnego płaza o romantycznych zapędach.

The-Siren-2019-3

     Rusałkę Ninę gra Margaret Ying Drake, a zafascynowanego nią Toma – Evan Dumouchel. Dziewczyna nigdy nie opuszcza jeziora: pod wpływem straszliwej klątwy zmuszona jest do wiecznej pokuty i żeruje na zauroczonych nią mężczyznach. Potrafi oddychać pod wodą, a na powierzchni ziemi ogarniają ją wielkie boleści. Tom, głęboko wierzący katolik zwiedziony na manowce, może zostać jej następną ofiarą. Chłopak stracił głos w wyniku uderzenia przez łódź i wynajmuje domek letniskowy, by pokonać dziecięce traumy. Intryguje go Nina i jej osobliwy urok; między dwójką rodzi się nietypowa więź. Nieopodal jeziora zatrzymuje się też Al (MacLeod Andrews), który chce pomścić śmierć męża i wierzy, że to Nina jest za nią odpowiedzialna. Dwaj mężczyźni pragną tej samej kobiety – z bardzo jednak różnych powodów.

     W śródleśnych horrorach osadzonych nad jeziorem pojawia się zazwyczaj ten sam schemat: seksowne dziewczęta odsłaniają swoje kształtne sylwetki, a z oddali przygląda im się szpetny potwór lub psychopata. Blackshear odwraca ten wzorzec. U niego to Tom jest niewinnym naiwniakiem – do tego konwencjonalnie atrakcyjnym i chętnie pokazującym goły tors – a Nina przejmuje rolę „oślizgłej” kreatury z upodobaniem do oglądactwa. Nie jest też dziewczyna typową syreną: głos odebrano jej potencjalnej ofierze, ona sama ma do wygłoszenia najwięcej kwestii w filmie. „The Siren” rozpoczyna się planszą tekstową i cytatem z Nietzschego: „To, co robimy z miłości, zawsze sytuuje się poza dobrem i poza złem”. Coś w tym jest. Al gotów jest zamordować Ninę i spaceruje po lesie z maczetą. Nie nazwiemy go jednak czarnym charakterem: to facet bez reszty oddany zmarłemu partnerowi, niepogodzony z myślą, że ktoś ot tak mu go odebrał. Sama Nina próbuje poskromić w sobie zwierzęce popędy i kurczowo trzyma się resztek człowieczeństwa, jakie w niej grzmią. Ludzką naturę dostrzega w syrenie Tom – wciąż wierny Bogu, ale też doświadczający wewnętrznych rozterek, gdy na horyzoncie pojawia się perspektywa romansu (pierwszego w życiu). „The Siren” to więc horror o ludziach targanych głębokim konfliktem, o dwóch sprzecznych stronach, jakie ma każdy z nas. O kusicielce, która odbiera homoseksualiście małżonka, a prawiczkowi wykrada cnotę.

The-Siren-2019-4

     Film ocieka wręcz unikalną, fantasmagoryczną atmosferą; jego aura grozy jest zupełnie niepowtarzalna. Pełno tu narastającej melancholii, a Blackshear prowadzi narrację w sposób slow-burnowy, tak samo, jak w „They Look Like People”. Tercet aktorów pierwszoplanowych współpracował z reżyserem już cztery lata temu i o ile wówczas to Andrews zachwycał aktorskim kunsztem, tym razem bryluje Dumouchel. Jego rola opiera się na emotywnym intonowaniu i lawinowej choreografii ciała, umiejętnym miganiu. Wykonawca gra w sposób stricte fizyczny, nie wymawia żadnego słowa. I nie musi, bo to w jego oczach malują się prawdziwe emocje. Skłamałbym jednak, pisząc, że ograniczone dialogi wpływają na film pozytywnie. Rozmowy między postaciami zredukowano do minimum, a kiedy już się pojawiają, mało w nich dramatyzmu, niewiele wrzenia. „The Siren” to projekt chwilami zanadto stłumiony i wyciszony. Przy osiemdziesięciu minutach trwania pozwala sobie nawet na parę dłużyzn. Jako kino kontemplacyjne nie ma tej samej siły rażenia, co „They Look Like People”.

     Imponuje „The Siren” od strony technicznej, pomimo mikrobudżetu. Dobrze prezentują się sceny nocne i podwodne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wymagające musiały być dla ekipy pracującej na najbardziej podstawowym sprzęcie operatorskim. O talencie reżysera świadczy scena spotkania rusałki z małą dziewczynką. Blackshear umiejętnie operuje naturalnym światłem, ma świetne wyczucie stylu i grozy. Ujęcia na Ninę oddaloną i okrytą cieniem, na zamknięte oczy dziecka – myślącego, że uczestniczy w zabawie – a potem na zbliżającą się kobietę, w istocie potwora… Wszystko to sfilmowano nad wyraz atrakcyjnie i profesjonalnie. Atmosferę niepokoju i niesamowitości podkreśla ponadto ścieżka dźwiękowa, na której hipnotycznie śpiewa kobiecy chór Kitka.

     Mike Flanagan, który widział film na długo przed premierą, uznał, że jest on „bez reszty ludzki” i nosi znamiona baśni. W przyszłym roku ma ukazać się nowy horror Perry’ego Blacksheara, „Ogre” – ponownie z Dumouchelem i Andrewsem na pokładzie.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

The-Siren-2019-2

06

Dodaj komentarz