„She loved men…. to death”. [„Czarownica miłości”, 2016]

      Po zagadkowej śmierci męża Elaine (Samantha Robinson) sprowadza się do miasteczka Arcata w stanie Kalifornia. Na miejscu ściąga na siebie uwagę wielu lokalnych mężczyzn – emanuje bowiem seksem oraz wykazuje się ekscentrycznym, filuternym stylem. Początkowo nikt nie zdaje sobie sprawy, że Elaine to samozwańcza „czarownica miłości” – wiedźma i wiccanka, swój urok wykorzystująca do niecnych celów. Gdy kilku dżentelmenów z Arcaty ginie w niejasnych okolicznościach, nowo przybyłą zaczyna obserwować funkcjonariusz policji, Griff (Gian Keys). Elaine postanawia rozkochać w sobie mundurowego, by uśpić jego czujność i uczynić z niego pionek kolejnej miłosnej gry.

lovewitch3

     Przystojny stróż prawa o wyżelowanej grzywie i kwadratowej szczęce. Strudzona femme fatale z głębokim, ciasto opiętym dekoltem. Ekstremalne zbliżenia na twarze bohaterów, teatralne aktorstwo, wyciągnięte jakby z innej epoki. „The Love Witch” Anny Biller – polskiemu widzowi znany także pod tytułem „Czarownica miłości” – to film bardzo rozbieżny gatunkowo, lecz spójny stylistycznie. Nie ma znaczenia, czy nazwiemy ten udany projekt niezależny pastiszem niskobudżetowych horrorów sprzed lat osiemdziesiątych, straszakiem zrealizowanym całkiem „na serio”, przegiętym melodramatem czy może filmem soft porno ze spełnionymi ambicjami. Gwarantuję Wam, że bez względu na to, jak „Love Witch” nie określicie, i jakkolwiek przyznana łatka nie kłóciłaby się z Waszymi pierwotnymi oczekiwaniami, całą swoją uwagę poświęcicie wybornej oprawie technicznej filmu, głównie zdjęciom M. Davida Mullena.

     Obficie nasycona kolorystyka podkreśla, że jest „Czarownica miłości” horrorem retrospektywnym (acz uniwersalnym tematycznie, o czym zaraz). Biller nawołuje do odkrywania kina dawnych lat: wysoko ceni sobie klasyki nakręcone w barwach Technicoloru, horrory ze stajni Hammera oraz osobliwy obłęd pozycji giallo, rodem z Włoch. Jest więc reżyserka dumną kinomanką, a jej vintage’owy film to geekowa podróż przez dokonania europejskie i amerykańskie, to relikt opiewający sukcesy lat 50., 60. i 70. Atrakcyjna dla oczu scena inaugurująca „Czarownicę…” ma kaliber wręcz hitchcockowski: tytułowa bohaterka, na tle ekranu z tylną projekcją, przeprawia się czerwoną, sportową furą przez nadmorskie drogi. Niestosowany współcześnie efekt operatorski „rear-projection” nadaje filmowi old-schoolowej klasy, choć zgromadzone na planie zdjęciowym urządzenia elektroniczne przypominają, że akcja „Czarownicy miłości” toczy się współcześnie.

lovewitch2

     W godnym pochwały geście, kreśląc sylwetki Elaine i Griffa, Biller przewróciła hierarchię płciową do góry nogami. „The Love Witch” to obraz mocno inspirowany twórczością reżyserów włoskich, między innymi Mario Bavy. Horrory jak, przykładowo, „Maska szatana” czy „Sei donne per l’assassino” – mimo iż wysoko oceniane przez fanów gatunku – cechowały się pewną mizoginią, a o silnych kobietach traktowały raczej umownie. W scenariuszu „Love Witch” Biller wychwala moc kobiecej seksualności oraz temperament bohaterki-feministki, a z mężczyzn czyni nieporadne horrorowe ofiary. Nawet jeśli finał filmu wyda się niektórym oglądającym ryzykowny lub wręcz kontrowersyjny, nie można odmówić Biller zdolności oratorskich: za pośrednictwem B-klasowego, jak wielu uzna, horroru reżyserka zdołała rozpalić dyskusję na temat polityki płci, ról płciowych, gynofobii oraz zgubnego narcyzmu. „The Love Witch” trwa odrobinę zbyt długo, wymaga więcej niż jednego seansu, a niekiedy bywa mniej angażujący niż inny stylistycznie genialny film grozy, „Neon Demon”. Podobnie jak dzieło Nicolasa Windinga Refna, w oczach co bardziej zachowawczych widzów jawić będzie się zresztą jako „ładna wydmuszka”. Mimo to pozostaje filmem zmysłowym, prowokacyjnym i cholernie nieszablonowym.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

lovewitch4

07

2 myśli w temacie “„She loved men…. to death”. [„Czarownica miłości”, 2016]”

    1. Tak, film bardzo udany. Natomiast co jest nie tak z tytułem polskim, na marginesie – festiwalowym? Na pewno jest on niepotrzebny, ale samo tłumaczenie, chociaż dosłowne – że tak napiszę – złe nie jest i ma raczej ten sam wydźwięk, co tytuł oryginalny.

Dodaj komentarz