„Ornitolog” w reżyserii João Pedro Rodriguesa to film o bardzo sugestywnej mocy. W sposób liryczny i prowokacyjny przytoczona zostaje w nim historia egzystencjalnej podróży oraz niespodziewanej, duchowej przemiany. To obraz kontrowersyjny, napastliwy w swym obrazoburstwie: według reżysera, ma stanowić fabularne uwspółcześnienie żywota Antoniego Padewskiego – najważniejszego świętego z Portugalii. Film jawi się jako bluźnierczy, ale transgresyjny: centralnym bohaterem jest tu natchniony boskością gej, a scenariusz nacisk kładzie na utajonym homoerotyzmie, wynikającym z chrześcijańskiej ikonografii.
Poniekąd przedstawiony zostaje film Rodriguesa jako zasadna krytyka katolicyzmu. Tytułowy bohater – młody ornitolog Fernando, na łonie natury obserwujący rzadkie gatunki ptaków – wpada w pułapkę i staje się niewolnikiem dwóch dewotek. Pielgrzymujące po Portugalii kobiety są zabobonnymi sadystkami, dla których boska prawda to prawda niepodlegająca żadnej kwestii: wierzą, że Fernando, nienoszący w sercu Boga, musi zostać wykastrowany. Epizodyczne bohaterki ucieleśniają hipokryzję Kościoła, a ich wątek stanowi słusznie wymierzony dewocji policzek.
Fernando ucieka obłąkanym bigotkom, a wkrótce spotyka na swojej drodze Jezusa – głuchoniemego owczarza o ekshibicjonistycznych zapędach. Fernando pomaga mężczyźnie w pracy, a potem, nago, oferuje mu masaż: będzie to ostatnie kuszenie pasterza, poprzedzające przypadkowe i zupełnie bezsensowne morderstwo. Ornitolog jest postacią gorliwą – nie mniej niż Antoni z Padwy – a jego droga ku samopoznaniu okazuje się wyboista. Ciężkie, niekiedy makabryczne doświadczenia pomagają jednak Fernandowi osiągnąć świętość: tak doczesne udręki, jak rany postrzałowe, nawet nie zaprzątają jego świeżo kanonizowanej głowy. W finalnych minutach pozbywa się bohater telefonu oraz wszelkich dokumentów tożsamości, staje się bratem zwierząt leśnych – nie ich obserwatorem. Z człowieka nauki przeistacza się w człowieka głęboko uduchowionego.
Sakralnymi atrybutami Fernando są piękno i seksapil. W jednej ze scen widzimy mężczyznę obnażonego i przywiązanego do drzewa, w oczywisty sposób odtwarzającego męczeństwo świętego Sebastiana – patrona gejów. Film cechuje kwiecista symbolika i absolutna nieprzewidywalność; kolejnym zdarzeniom towarzyszy niemal buñuelowski surrealizm. Projekt jest nad wyraz biegły technicznie (operatora zdjęć nagrodzono „portugalskim Oscarem”), a przy tym wizualnie oszałamiający; ani Rodrigues, ani piękny Fernando nie wydają się jednak skażeni próżnością. Paul Hamy, nasz tytułowy ornitolog, iluminuje nie tylko ciałem, ale też przeszywającymi oczyma i ambiwalencją przekazu artystycznego. To dzięki niemu podróż geograficzno-zoologiczna staje się podróżą ducha. Film jest bardzo wyciszony, co doskonale oddziałuje na jego atmosferę. Zdjęcia Ruiego Poçasa przedstawiają las bezmierny, choć klaustrofobiczny; żyjący własnym życiem, niemal nawiedzony. Nie zabrakło w „Ornitologu” odwołań do klasycznego kina grozy. Na zagubionego badacza czyhają członkowie pogańskiego kultu, których szponiaste, zdeformowane cienie tańczą wokół rozpalonego nocą ogniska. Kto by pomyślał, że Bóg i Murnau zainspirują wspólnie tak kontestacyjny film.
Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.