„Some have even tried to stop him. No one can”. [„Piątek, trzynastego VII: Nowa krew”, 1988]

     Nie wszyscy znają tę historię, nad czym szczerze ubolewam. Siódma odsłona „Piątku, trzynastego” miała okazać się prawdziwą rewolucją, a współproducentka Barbara Sachs po cichu liczyła nawet, że dzięki ambitnym zapędom zgarnie Oscara. W okresie preprodukcji na reżysera typowano… Federico Felliniego. Wait, what? − zapytacie. To nie żart: zanim uczyniono z „Piątku, trzynastego VII” kolejną opowieść o krwawym melanżu, wieleż to konceptów próbowano dopasować do profilu Jasona Voorheesa i miejsca, w którym rozwija on swoją morderczą pasję. Planowano, że tereny okalające Crystal Lake, nie bacząc na sprzeciwy, zajmie spółka deweloperska, a wątek zamaskowanego mordercy zgrabnie zacieśni się z jakże literackim motywem zbrodni i kary. Finalnie postawiono jednak na cycki i czerwoną farbę. To prosty i bezpieczny przepis na film − bo w niektórych przypadkach lepiej zanadto nie kombinować. Grindhouse nie zawarł paktu z art-housem, a Felliniego postanowiono nie kłopotać wstydliwym telefonem. Wykreowany przez Johna Carla Buechlera świat nie podlega może prawom poetyckiej wyobraźni, ale miejscem akcji jest co najmniej ciekawym. Przyciężkie telewizory latają tu dzięki sile umysłu, a kable elektryczne żyją wężym życiem.

FridayThe13thPartVII-5

     „Piątek, trzynastego VII: Nowa krew”, pomimo namacalnej tandety, nie uwłacza upodobaniom horror-buffów. Przynajmniej tych prawdziwych, których nie zażenuje byle film klasy „B”. Struktura fabularna (Jason mierzy się z quasi-kingowską bohaterką) sprawia, że nikogo sequel Buechlera nie znudzi. Nasza Carrie White ma na imię Tina Shepard i włada telekinezą sprawniej niż Voorhees macha maczetą. Nadnaturalne zdolności dziewczyny sprawiają, że Jason okładany jest latającymi przedmiotami użytku domowego oraz podduszany przez ożywione gałęzie leśne (skojarzenia z „Evil Dead” schowajcie jednak do kieszeni − żaden z Buechlera Raimi). Równie kampowy okazuje się finał: grana przez Lar Park Lincoln nastolatka w ciężkim szoku obserwuje, jak jej ojciec-topielec powraca z zaświatów i pokazuje Jasonowi, gdzie jego miejsce. Film ogląda się jednym tchem, bez żadnego bólu, a i z technicznego punktu widzenia nie można mu wiele zarzucić. Podwodne ujęcia na nagą Heidi Kozak nie tylko szargają nasze nerwy, ale też przypominają o geniuszu spielbergowskich „Szczęk” − i same składają się na scenę co najmniej przemyślaną.

     Kane Hodder świetnie odnajduje się w roli gnijącego, dwumetrowego zwyrola − nic dziwnego, że nazwano go najważniejszym z Jasonów. Hodder to nieustraszony, świetnie wyszkolony kaskader (widzimy go, jak przez czterdzieści sekund płonie żywym ogniem); jego aparycja jest wręcz uderzająca. Drobiazgowa charakteryzacja pokazuje, że w ciągu dekady skatowano Jasona straszliwie: spod poszarpanego kostiumu wystaje mu pogruchotany kręgosłup, maska hokejowa zakrywa obdartą z mięśni szczękę. Ekspresji z pewnością pozazdrościli Hodderowi zarówno Richard Brooker czy C. J. Graham, jak i grający w „Nowej krwi” „nastoletni” aktorzy. Wśród bohaterów drugoplanowych najwięcej uwagi skupiają na sobie waleczny Nick w wydaniu Kevina Spirtasa oraz Melissa (Susan Jennifer Sullivan) − podła sucz, która ma obłędne wyczucie stylu i z obłędną, socjopatyczną wręcz przyjemnością burzy w innych przekonanie o własnej wartości.

FridayThe13thPartVII-2

     Nie jest to najstraszniejszy z „Piątków, trzynastego”, choć nadal znalazło się w nim miejsce dla kilku soczyście upiornych scen. W jednej − po latach mającej zainspirować remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” − Diana Barrows kryje się przed Voorheesem w ciekawie zaaranżowanej stodole-pułapce. Dziewczyna niemal czuje na sobie oddech mordercy, ale on jej nie widzi. Kolejna scena jest zaskakująco subtelna: upojony narkotykami David (Jon Renfield) wkracza do spowitej mrokiem kuchni, a w tle objawia się zakamuflowany Jason. Nie widzimy go od razu, bo jego ciało, choć monstrualne, pozostaje w bezruchu. Bezwzględna cisza i umiejętna zabawa przestrzenią kadru sprawiają, że sekwencja wywołuje uczucia niepokoju oraz zdumienia. Dwadzieścia lat później podobny motyw zagościł w „Nieznajomych” Bryana Bertino.

     Nie można prawić o „Piątku, trzynastego VII” i dziwnym trafem nie wspomnieć o cenzurze, jakiej projekt został poddany. „Piątki” cięto, by uniknąć przyznania im restrykcji „X” – najcięższej w dawnym systemie MPAA. Oglądamy w „Nowej krwi” akty barbarzyństwa – siekanie kosą spalinową, nadziewanie oczu na ostre przedmioty – ale każdą z tych scen przemontowano tak, aby ukryć efekty gore. Efekty, warto dodać, wybitne. Film Buechlera stracił aż siedem minut ekranowej przemocy. Po reżyserskiej wersji „Piątku, trzynastego VII” zachował się jedynie mocno nadgryziony przez ząb czasu workprint, który od kilku lat krąży po sieci niczym duch. Na nagraniu testowym widać, jak rozgniatane głowy tryskają gęstą mazią (w efekcie slow motion), a twarze zniekształcane są przez narzędzia do obróbki drewna. Ciała cierpią w slasherach, bo cierpieć mają: w przypadku filmów sygnowanych jako „Friday the 13th” krwawe zabójstwa są wręcz rdzeniem, bez którego całość kuleje. „Nowa krew” jest dość widowiskowa, ale, nieocenzurowana, spokojnie mogła okazać się najbrutalniejszym z „Piątków”. Szkoda, że członkowie MPAA mianowali się na obrońców moralności, bo gimnastyka wyobraźni nie każdego ucieszy – zwłaszcza, gdy w pracowni montażowej ofiarą nadzorczych nożyc pada film z zakrwawionym sztyletem na plakacie.

FridayThe13thPartVII-3

     Ciekawostki: ścieżce dźwiękowej ostateczny kształt nadał Fred Mollin, choć w znacznej mierze opiera się ona na akordach autorstwa Harry’ego Manfrediniego – nadwornego kompozytora serii. Ponieważ Buechler do ról drugoplanowych zatrudnił zaskakująco wielu homoseksualistów (wyoutowanym gejem jest między innymi Spirtas), fani nadali sequelowi zgrywny tytuł: „FriGay the 13th”. Spora część aktorskiej załogi wystąpiła w innych ejtisowych horrorach: wdzięki Elizabeth Kaitan podziwiać można w „Silent Night, Deadly Night 2” i „Silent Madness”, Hozak głośno krzyczała w „Slumber Party Massacre II”, a Spirtas zasuwał na motocyklu w „The Hills Have Eyes Part II”. William Butler pojawił się potem w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną III” (1990).

     Nie dowiadujemy się, dlaczego rozgorzały w Tinie zdolności psychokinetyczne. Brakuje filmowi ogłady, sensu niekiedy też. Jest to jednak efektowny slasher, a przy tym ostatni udany „Piątek, trzynastego”. Oglądając, jak podbija Jason „Manhattan”, piekło, a następnie kosmos, jeszcze zatęsknicie za czarującą prostotą odsłon I–VII.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb, Movies Room oraz Filmawka. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

FridayThe13thPartVII-4

07

Dodaj komentarz