Gorzki smak buntu. [„Niedosyt”, 2019]

Hunter (Haley Bennett), świeżo poślubiona kobieta w ciąży, dostaje od teściowej poradnik dla przyszłych mam. Jej błogosławiony stan stanowi wielką radość zwłaszcza dla rodziców męża. Ustęp z czytanej książki podsuwa ciężarnej myśl: „Każdego dnia rób coś nieoczekiwanego. Zmuszaj się do próbowania nowych rzeczy.” Hunter nie jest perfekcyjną panią domu, choć na taką pozuje. W towarzystwie bogatych przyjaciół Richiego (Austin Stowell) czuje się skrępowana, a wystawne kolacje, serwowane małżonkowi po powrocie z pracy, dekoruje niezbyt wykwintnym sosem z saszetki, przypominającym ketchup. Teściowie traktują ją ozięble, sam Richie coraz mniej uwagi poświęca jej uczuciom. Kobieta bardzo dosłownie odbiera pouczenie z maminego vademecum. By ukoić burzę emocjonalną i załatać coraz silniej udzielające się kompleksy, zaczyna zjadać najbardziej nietypowe przedmioty: kolorowe marmurki, pinezki, baterie, metalowe ornamenty.

W jednej z pierwszych scen „Niedosytu” przyglądamy się rytuałowi szlachtowania owcy: hodowlane jagnię zostaje zarżnięte, a potem powstaje z jego mięsa elegancki posiłek. Na początku filmu Hunter może jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, ale jest takim właśnie zwierzęciem w niewoli. Trzymana w złotej klatce, wie tylko, że nie powinna odzywać się nieproszona, nie powinna mieć własnego zdania i zbyt wielu pretensji. Ma ładnie wyglądać i dobrze prezentować się u boku dobrze zarabiającego partnera. Od matki Richiego słyszy, że synek woli dziewczęta z długimi włosami – podszepty puszcza jednak mimo uszu, bo przecież nie jest cudzą własnością. Czy aby na pewno?

Nietypowa obsesja pozwala kobiecie zbuntować się przeciw ustalonemu porządkowi i codziennej pedanterii. Hunter połyka niejadalne substancje, bo ma do zapełnienia pustkę. Gdy przez jej gardło przepływają przedmioty codziennego użytku, znikąd wyrasta też poczucie kontroli nad własnym życiem. W istocie wyimaginowane, bo gdy skłonności młodej małżonki wychodzą na jaw, Richie okazuje się pozbawiony empatii i zmusza ją do udziału w psychoterapii. Mąż odbiera Hunter fantazję o autonomii i cielesnej integralności, a ona przekonuje się, że wyznacza sobie cele ponad swoje siły. Bo w gruncie rzeczy jest bezsilna, zależna od mężczyzny. Przynajmniej na razie.

Problemy żony nie interesują Richiego, który rodzinę postrzega w kategorii idealnego obrazu, bez żadnej skazy i szramy. Gdy pękać zaczyna sama Hunter, relacje małżonków jeszcze bardziej ulegają ochłodzeniu. W granej przez Bennett bohaterce pociąga Richiego wrażliwość i wola posłuszeństwa. Kiedy w kobiecie budzi się niezależny duch, staje się ona nieatrakcyjna. Surrealne barwy, wyznaczające przestrzeń w szykowanym pokoju dziecięcych, podpowiadają, że rzeczywistość Hunter to ułuda. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że jest bohaterka spolegliwa, niewrażliwa na bodźce, łagodna jak owca – ale pozory mylą. Wewnątrz szaleje porywista burza.

Usta Hunter są ciche, ale soczyste i krągłe, jak trofeum. Kumple zazdroszczą Richiemu żony, widzą w niej lepszy od swoich własnych kobiet „model”. Hunter też daje się ponieść przypływom próżności: po wydaleniu wchłoniętych zdobyczy, starannie je czyści i układa na ozdobnej tacy. Na sypialnianej toaletce odznaczają się kształty coraz to bardziej zadziwiających rekwizytów, ale Richie jest zbyt ślepy, żeby w porę zareagować. Po fakcie skarci ukochaną, że nie powiedziała mu o swojej chorobie (łaknieniu spaczonym), zanim stanęli na ślubnym kobiercu.

Powstał film o prawie do własnych decyzji, walce z patriarchalnym modelem społeczeństwa. W świecie, który „panie domu” traktuje jak inkubatory, Hunter postanawia zawalczyć o prawo do swojego ciała i co za tym idzie, życia. Debiutujący w roli reżysera Carlo Mirabella-Davis stworzył doskonałe studium postaci, które pochłania równie bardzo, jak „Pod moją skórą” Mariny de Van czy „Schronienie” Todda Haynesa. Hunter zamieszkuje w wartej miliony posiadłości na wzgórzach, a codzienna izolacja stale pcha ją ku krawędzi. Jak w niedawnym „The Lodge”, klaustrofobia i niezdolność ucieczki wywołują w bohaterce najgorsze frustracje. W niczym nie pomagają wpływowi rodzice Richiego, ostrzący kły na potomka (wątek to rodem z „Dziecka Rosemary”), ani sam fakt, że Hunter zachodzi w ciążę głównie, by uszczęśliwić męża. Później, gdy zdoła odciąć się od niego, usłyszy, że „jest niczym”, „do niczego się nie nadaje”. To najbardziej przeszywający i dramatyczny moment całego filmu, przez Bennett zagrany po mistrzowsku.

Mirabella-Davis stawia na minimalną frakcję dialogów i zabaw językowych, ogranicza też stężenie akcji. Bywa „Niedosyt” filmem mizantropijnym i zwyczajnie bolesnym, ale jego finał przyniesie niektórym widzom otuchę. Z technicznego punktu widzenia prezentuje się projekt kapitalnie, czarując walorami produkcyjnymi, scenografią i przemyślanymi kostiumami. Modernistycznej posiadłości – która jest centralnym miejscem wydarzeń – nadano różowawy, budzący skojarzenia z kobiecym łonem poblask, głównie by skontrastować go z opresyjnym chłodem ulic pobliskiego miasta, mniej luksusowych domów czy klitek motelowych. W przydrożnym hotelu oglądamy Hunter, która garściami zjada ziemię uprawną: choć pozornie sięgnęła dna, kobieta uwolniła się ze złotej klatki – teraz może złapać oddech i przezwyciężyć własne niedoskonałości. W „Niedosycie” podejmuje Mirabella-Davis temat długotrwałych reperkusji traumy, ale też możliwości jej przepracowania.

„Niedosyt” to kolejny dreszczowiec o koszmarze więzów małżeńskich, a przy tym kolejna pasjonująca diagnoza napięć klasowych: film, który fanów „Niewidzialnego człowieka” i „Parasite” zahipnotyzuje od pierwszych minut i będzie trzymał w garści aż do ostatnich. Polską premierę zaplanowano na 25 września.

Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

Dodaj komentarz