Be prepared!

             Obejrzę dziś dobry horror – powiedziałem sobie nie więcej niż parę dni temu. I udało się. W dotrzymaniu przed sobą obietnicy pomógł mi młody Belg Jonas Govaerts, którego debiutancki pełny metraż „Welp” napełnił mnie optymizmem i wiarą w europejskie kino grozy.

welp

     Grupa dwunastoletnich harcerzy wyrusza na biwak do odludnego lasu. Pod nadzorem trójki opiekunów mają spędzać czas na samodoskonaleniu, ale też dobrze się bawić. Z braterskiego grona wyróżnia się Sam, który powszechnie uważany jest za pomylonego. Chłopiec posiada nadzwyczaj bujną wyobraźnię i podąża własnymi ścieżkami. Ścieżki te – całkiem dosłownie – prowadzą go do Kaia, uznawanego za miejską legendę dzikiego dziecka, w towarzyszach Sama widzącego zagrożenie. Gdy obozem harcerskim wstrząsają makabryczne wydarzenia, nikt nie bierze opowieści Sama o leśnej bestii na poważnie…

     „Welp” sprawia wrażenie pozbawionego postaci Jasona „Piątku, trzynastego” lub – jeszcze trafniej – „Podpalenia” bez udziału Cropsy’ego. Film podąża klasycznymi tropami fabularnymi, obraca je jednak do góry nogami, by poswawolić z konwencją slashera. W scenie początkowej o troskę bohaterów nie dba nawiedzony, udzielający przestróg dziadyga, a para małomiasteczkowych drecholi, chętnych wprawdzie do bójki, lecz i lękliwie ostrzegających przed skrytym w lesie złem. Takich karykatur znalazło się w filmie Govaertsa więcej (pośród kniei telefony łapią zasięg, frywolna panna okazuje się najbardziej empatyczną postacią), a ich użytek wznosi całość na metafikcyjny poziom.

     Film – w Polsce znany także jako „Zuch” – nie jest jednak samą tylko wariacją na temat kultowego podgatunku. Govaerts, choć nie zadaje sobie trudu zgłębienia rysu postaci drugoplanowych, pilnie przygląda się poczynaniom i emocjom Sama. Z tego powodu „Welp” można nazwać dziełem skoncentrowanym na głównym bohaterze. Przykładnie odegrany przez Maurice’a Luijtena protagonista to figura słaba i tragiczna. Znienawidzony przez kolegów, dręczony fizycznie oraz psychicznie przez opiekuna, Sam dzieli pewne podobieństwa z Kaiem. Właśnie dlatego nawiązuje z nim nić porozumienia, a nawet zawiera swego rodzaju sojusz odmieńców. Relacja skazanych na społeczne odrzucenie chłopców to najjaśniejszy punkt filmowego scenariusza.

     Przedstawiona historia zakrawa z kolei na bardzo mroczną. Bezkompromisowe efekty gore przybliżają „Welp” do horrorów giallo, nigdy jednak nie wnoszą w kadr typowych dla dzieł Dario Argento czy Mario Bavy żywych kolorów. W swej brutalności belgijski slasher uderza sadyzmem, niekiedy prowokuje nerwowe odwracanie wzroku (patrz: scena z udziałem bulteriera). Wyjątkowo posępnie prezentuje się zakończenie filmu, którego wolałbym nie spoilować. Wzbudzić ono może jedynie zachwyt lub rozczarowanie – nie ma szans, by wywołało pośrednie uczucia.

     Ja osobiście finał „Welp” uznaję za jego piętę achillesową. Finalna sekwencja z absurdalnego (i w tym absurdzie świetnego) filmu czyni obraz naciągnięty do granic przesady, niemający narracyjnego umiaru. Stanowi też, niestety, o dużej niepewności reżysera względem własnych możliwości.

     Nie ma się co oszukiwać – udanych horrorów made in Europe jest mniej niż tych wyprodukowanych w Ameryce. Na rozliczne „Pory mroku” czy inne „Lęki” przypadają czasem szczęśliwie skarby w postaci „Welp” lub duńskich „Wilkołaczych snów”. Jonas Govaerts, mimo pomniejszych potyczek, zasługuje na aplauz.

welp2

     Recenzja znajduje się także na stronie filmweb.pl, pod niniejszym odnośnikiem. Zapraszam do śledzenia swojego profilu w tym serwisie.

7

Jeden komentarz na temat “Be prepared!”

Dodaj komentarz