Love hurts. [„Walentynki”, 2001]

        Zbliża się święto zakochanych. Maniak w cherubinowej masce poluje na grupę zaprzyjaźnionych piękności. Kate jest cnotliwa i czysta jak łza. Dorothy – zagubiona, niepewna siebie. Paige – absolutne przeciwieństwo koleżanek – to wyrachowana seksbomba. Lily wie, jak czarować dowcipem, a Shelley przyćmiewa resztę intelektem. Kobiety obawiają się o swoje życie: każda z nich otrzymuje walentynkowe kartki z pogróżkami. Gdy jedna z panien pada ofiarą straszliwego mordu, do akcji wkracza nieulękły detektyw. Jego śledztwo otwiera bohaterkom oczy. Odpowiedzialny za całe zamieszanie może być Jeremy Melton – niegdysiejszy szkolny oferma, boleśnie upokorzony podczas organizowanej z okazji walentynek potańcówki.

Valentine2001 1

     W „Walentynkach”, inaczej niż innych okołomilenijnych slasherach pokroju „Krzyku”, zabrakło miejsca na ironię i autoreferencję. Jamie Blanks („Ulice strachu”) nakręcił horror wolny od okowów postscreamowej konwencji: nie ma w nim miejsca na rzucanie nazwiskami ikon kina grozy, przygasła jest także szydera z gatunkowej prostoduszności. Zamiast chichrać się z własnej pracy Blanks stawia na budowanie sugestywnego klimatu. „Walentynki” mogą wydać się niektórym widzom dziełem infantylnym i operującym najprostszymi schematami. Nie powinny jednak zbudować takiego wizerunku w oczach fanów horroru, a to do nich projekt jest skierowany.

     Film minął się z sukcesem komercyjnym i z perspektywy lat nietrudno jest wskazać stojące za tym faktem powody. Zamiast upodobnić „Walentynki” do modnych pod koniec lat 90. teen slasherów, Blanks nadał dziełu własny, unikatowy styl. Kolorystyka obrazu przybliża go do włoskiej szkoły horroru. Im gęściej ściele się wokół bohaterek trup, tym głębsza czerwień zalewa szerokoekranowy kadr. Kulminację osiąga ten zabieg w scenie przyjęcia, wystawianego przez Dorothy w olbrzymiej willi. Obcisła sukienka Denise Richards bije tu po oczach seksem, a szkarłatne ściany jednego z pomieszczeń napierają, by rozegrały się w nim krwawe łaźnie. Nasycona tonacja zdjęć przywodzi na myśl takie tytuły jak „Sei donne per l’assassino” czy „Ptak o kryształowym upierzeniu”; co ważniejsze, ma jednak charakter sygnalizacyjny, uprzedza makabrę zanim ta zagości na ekranie.

Valentine2001 3

     Makabry nie znalazło się w filmie tak wiele, jak w horrorach z lat 70. i 80., lecz jej nagromadzenie można uznać za dostateczne. Postaci, nawet jeśli nie toną w fontannach krwi, giną na kuriozalne sposoby, a Cherubin ukatrupia je przy użyciu potwornych pomocników: wiertarki, siekiery, żelazka czy – oczywiście – wielkiego łuku. Warner Bros. wkopał się poniekąd ścinając film o co ostrzejsze sceny przemocy. Z tego jednak powodu „Walentynki” przypadną do gustu także amatorom horroru o mniej odpornych żołądkach. Ci docenić powinni również komediowy ton, subtelnie przewijający się przez niektóre ze scen.

Valentine2001 2

     Recenzja znajduje się także na stronie filmweb.pl, pod niniejszym odnośnikiem. Zapraszam do śledzenia swojego profilu w tym serwisie.

07

Dodaj komentarz