Tęsknota zimna jak lód. [„February” aka „The Blackcoat’s Daughter”, 2015]

     Osgood „Oz” Perkins, wykapany syn filmowego Normana Batesa – Anthony’ego Perkinsa, w przeciwieństwie do ojca nigdy nie dostał szansy na zbudowanie imponującego aktorskiego dorobku. Obsadzany w rolach dziwaków, najbardziej znany pozostaje z ról w niezbyt ambitnych komediach („Not Another Teen Movie”, „Legalna blondynka”). Nic dziwnego, że z odtwórcy postanowił przeprofilować się na autora. Od 2010 roku widzieliśmy Perkinsa zaledwie w dwóch filmach. W międzyczasie Bates Jr. napisał cztery scenariusze (na podstawie jednego z nich nakręcono „The Girl in the Photographs”, ostatnią produkcję Wesa Cravena), a także zadebiutował jako reżyser. Jego pełnometrażowa pierwocina, „February”, to mroźny horror o stracie, samotności i utęsknieniu.

febr1

     W otoczonej białym puchem, rygorystycznej szkole dla dziewcząt stacjonują cztery osoby: dwie uczennice i dwie zdewociałe siostry. Nadchodzą święta, budynek świeci pustkami, a wyalienowanym bigotkom przychodzi doglądać licealistek, o których zapomnieli, zdaje się, ich właśni rodzice. Rose (Lucy Boynton) buntuje się przeciw żelaznej dyscyplinie: symuluje chorobę, wykorzystując ją do swych krnąbrnych celów. Ekscentryczna Kat (Kiernan Shipka) budzi wśród współmieszkanek niepokój; modlitwa prowokuje w niej wymioty, upiorne szepty prowadzą ją nocą do piwnicy. W powietrzu wisi jakaś potworna, ponura tajemnica. Jednocześnie poznajemy trzecią bohaterkę, Joan (Emma Roberts), która kieruje się w stronę szkoły. Pomaga jej w tym zafascynowany Bogiem kierowca (James Remar), mimo iż nic o dziewczynie nie wie. Czy będzie żałował swojej decyzji?

     „February” jest filmem zimnym jak lód: w lipcu pozwala poczuć śnieżną, lutową bryzę. Wydanie tak specyficznego projektu wówczas, gdy za oknem w najlepsze praży słońce, pozostaje chybionym krokiem. Dla dystrybutora to właściwie strzał w kolano, dla filmu, któremu przychodzi przepłynąć morze wakacyjnych blockbusterów – misja samobójcza. Drażni również podjęta na ostatnią chwilę zmiana mglistego, zagadkowego tytułu oryginalnego na znacznie mniej poetycki „The Blackcoat’s Daughter”. Bezmyślny marketing nie oznacza na szczęście, że dzieło Perkinsa samo w sobie także pozbawione jest wyobraźni. Przeciwnie.

febr4

     „February”, choć operuje pewnymi integralnymi dla gatunku kliszami, góruje nad wieloma innymi horrorami, jakie wydano w ciągu ostatnich paru miesięcy: film mrozi krew w żyłach w taki sposób, w jaki nie budzą grozy pozycje mainstreamowe. Warsztat artystyczny realizatorów jest godzien podziwu. Obraz tonie w mroku, przez co widz nie wie, czy w przyciemnionym kącie nie szczerzy na niego zębów zło. Głosy, które słyszy tylko Kat, nie są możliwe do wyłapania; nie słyszymy, jakimi straszliwościami infiltrują ucho dziewczyny. Nawet, jeśli by przyjąć, że nieoświetlony plan i stłumiony dźwięk wynikają z niedostatków budżetowych, nie można zaprzeczyć skuteczności ich oddziaływania. „February” dumnie przeprawia się przez bulwar horroru offowego, strasząc w sposób zniuansowany, taktowny i inteligentny. Wspomniane już klisze (bohaterka unosząca się nad łóżkiem) pomagają filmowi nabrać rumieńca wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba, choć spokojnie mogłyby zostać wycięte ze scenariusza. Na ogół Perkins gardzi tanią, ograną sensacją.

febr3

     Siłą filmu okazuje się sprawny, złowieszczy montaż. Sceny z udziałem trzech postaci centralnych przeplatają się nawzajem, zakłócając ekranowy porządek, mieszając tropy fabularne i sugerując, że każda z dziewczyn może być odpowiedzialna za przerażające zdarzenia, do jakich dochodzi na terenie szkoły. Perkinsowi zabrakło jednak odwagi, by uprościć finał „February” – finał skomplikowany i przekombinowany. Ostatnie ujęcia z udziałem jednej z bohaterek są zbyt mylące, a przy tym naciągane: każą widzom przeszacować całą swoją interpretację fabuły na rzecz dość niewiarygodnego twistu. Innym, nie tak zasadniczym minusem jest praca kompozytora. Ścieżkę dźwiękową wyeksponował on z rozmachem tak donośnym, że niekiedy zagłuszającym niezbędną dla sceny ciszę.

     „February” (czy też „The Blackcoat’s Daughter”) – film o próbach odnalezienia tego, co już odeszło – to udany debiut reżyserski. Perkins interesuje się swoimi postaciami, potrafi zainteresować nimi oglądającego, wie, jak zaskakiwać. Nowy horror młodego reżysera, „I Am the Pretty Thing That Lives in the House”, zobaczymy już w przyszłym roku.

febr2

6 i pol

Jeden komentarz na temat “Tęsknota zimna jak lód. [„February” aka „The Blackcoat’s Daughter”, 2015]”

Dodaj komentarz