More trick than treat. [„The Houses October Built 2”, 2017]

     Parę lat temu, finalizując recenzję offowego horroru „The Houses October Built”, pisałem: „Droga do mety sprawia więcej radości niż sam finał filmu, jest doskonale rozplanowana w czasie, zręcznie wyreżyserowana.” Bohaterów swojego debiutu fabularnego reżyser Bobby Roe najpierw przeprawił przez złowieszcze Domy Strachu, a potem, w wielkim finale – UWAGA, SPOILER! – postanowił ich ukatrupić. Zakończenie jeżyło włos na głowie, bo dowodziło tezie, że ciekawość, faktycznie, bywa pierwszym stopniem do piekła. Zaskakiwał jednak fakt, że to tournée po upiornych lunaparkach najbardziej działało na korzyść filmu. W „The Houses October Built” Roe opiewał uroki jesieni, wraz z jej chłodem i pewnym niewymownym zasępieniem. Nie nakręcił arcydzieła, ale horror bystry, odpowiednio mroczny, dyplomatycznie karmiący widzów strachem.

TheHousesOctoberBuilt2-2017-05

     Jakież było moje rozczarowanie, kiedy parę miesięcy temu ogłoszono, że bohaterowie tego nienagannego horroru przywróceni zostaną do życia w sequelu. Roe wykoncypował sobie, że Brandy, Zack i ich towarzysze raz jeszcze wyruszą w trasę po Ameryce – tym razem jako „zmartwychwstali” celebryci. Ich śmierć w pierwszym „The Houses October Built” była upozorowana, a oni sami, dzięki kamerom, które towarzyszyły im w trumnach, stali się gwiazdami YouTube’a. W skrócie: mrożący krew w żyłach finał „Houses…” okazał się bujdą na resorach.

     Grupę nerdów, w prequelu szczerze podniecających się makabryczną otoczką święta halloween, podmieniono na bandę cynicznych, sprzedajnych dupków. Nie są to postaci, które pokochaliśmy trzy lata temu. Brandy, która jako jedyna zmaga się z traumą po okropnych doświadczeniach z Luizjany, zostaje wręcz zmuszona do udziału w promocyjnej trasie po Domach Strachu. Żaden z jej towarzyszy nie przejmuje się kondycją emocjonalną dziewczyny – bo ważniejsze od solidarności są pieniądze, oferowane przez przedsiębiorców.

TheHousesOctoberBuilt2-2017-03

     O ile pierwszy „Houses October Built” wykazywał jakąś oryginalność, tak sequel jest już odtwórczy do bólu. Przez lwią część filmu bohaterowie ponownie cieszą się z małomiasteczkowych, październikowych atrakcji – zmienił $ię tylko cel ich podróży. Kulturę święta halloween znów ukazano na bogato. W jednej scenie zorganizowany zostaje strojny, przyprawiający o ciarki na plecach hayride, w innej przyglądamy się wnętrzom Domu Strachów Erotycznych, gdzie brudny seks i dzika przemoc to dwa wzajemnie przyciągające się bieguny. Najciekawszym miejscem na mapie Brandy i jej towarzyszy okazuje się opanowane przez żywe trupy „miasteczko postapokaliptyczne”. To olbrzymi kompleks, na powierzchni którego znajdują się zrujnowane budynki, podziemna stacja kolejowa, a nawet tereny podtopione wodą. Bohaterowie ucharakteryzowani zostają na zombie, a przez miasteczkowy tor przeszkód muszą się przedostać możliwie jak najprędzej, by dobiec do zwycięskiej mety. Po drodze konkurują z innymi „trupimi” maratończykami. Brzmi absurdalnie i zajebiście zarazem, prawda?

     Niestety, „The Houses October Built 2” jest ciekawostką prędzej niż filmem fabularnym. Atrakcjom, poprzedzającym halloween, poświęcono tu jeszcze więcej uwagi niż w prequelu, ale upodobanie Roego do upiornych detali trochę się przytępiło. Dobry kwadrans musimy przyglądać się zawodom w jedzeniu hot-dogów, podczas których uczestnicy wchłaniają olbrzymie ilości parówek i następnie nimi wymiotują. Wszystko to w rytm rozdzierającej, dubstepowej muzyki. Takich „smaczków” znalazło się w nowym „Houses…” kilka, co znacząco odbija się na tempie filmu. Nowy projekt Roego nie jest tak angażujący, jak jego prekursor, a na pewno nie posiada tego ambiwalentnego, złowróżbnego klimatu, jakim „jedynka” była przepojona. Wiemy, że w finale Brandy, Zack i ich kumple znowu staną się uczestnikami koszmaru. Po prostu nie niepokoi nas to równie bardzo, jak trzy lata temu, bo ogólny ton filmu najczęściej mało ma wspólnego z autentyczną grozą.

TheHousesOctoberBuilt2-2017-04

     Większe emocje wzbudza dopiero dwadzieścia ostatnich minut filmu. Bohaterowie budzą się w miejscu innym niż powinni: członkowie owianej aurą tajemnicy sekty, The Blue Skeleton, rozpylili w ich vanie gaz usypiający i, całkiem dosłownie, wywieźli ich w pole. „Hellbent”, Dom Strachu, którego nie da się znaleźć na jakiejkolwiek mapie atrakcji turystycznych, ma w sobie duży potencjał, bo jest miejscem podmokłym, zdewastowanym i odizolowanym od świata. Chwile, w których Brandy błąka się po zrujnowanym budynku, budzą lęk wręcz klaustrofobiczny. Cóż jednak z tego skoro na „wielkie zamknięcie” „The Houses October Built 2” spada nawałnica najbardziej nielogicznych i dyletanckich twistów fabularnych, jakie kino grozy widziało od kilku dobrych lat? „Houses… 2” tonie w zbędnych komplikacjach, krępującej głupocie i niesatysfakcjonujących rozwiązaniach twórczych. Film ma być pokrętny i wyrachowany, a okazuje się zwyczajnie przekombinowany. Roe stracił wewnętrzną dyscyplinę, która sprawiła, że pierwszy „Houses October Built” był horrorem bardzo jednostajnym, metodycznie dążącym do zmyślnie wybranego celu. W sequelu twistem przykrywa się twisty, a wszechobecny chaos powoduje niewybaczalne szkody, zarówno narracyjne, jak i techniczne. Nawet PoV jest tu schrzaniony: „The Houses October Built 2” raz bywa horrorem found footage, kiedy indziej kręcony jest „tradycyjnie”, jeszcze potem szpanuje ujęciami z drona. Co za dużo, to niezdrowo.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb oraz Movies Room. Blog His Name Is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

TheHousesOctoberBuilt2-2017-02

04

Dodaj komentarz