Listen to the whispers. [„Suspiria”, 2018]

     Mówię Wam już teraz i miejcie moje słowa w pamięci: gdy tylko „Suspiria” zagości na ekranach amerykańskich kin, zdobędzie niechlubną „F-kę” w serwisie CinemaScore. Nie dlatego, że jest to film kiepski − to widzowie nie są na niego gotowi. Remake Luki Guadagnino − przezeń nazywany nie więcej niż ukłonem dla oryginału − stanowi zupełnie nowe, nieoczekiwane spojrzenie na klasyczną historię. Film zaskakuje: nawet gdy „wiemy”, w jakim kierunku zmierza, i tak zostajemy zapędzeni w kozi róg. Tegoroczna wariacja na temat „Suspirii” (bo tak należałoby ją określić) wymierza policzek każdemu, kto nadal powtarza frazesy o tym, jak bardzo nieoryginalne i wtórne są horrorowe reimaginacje. Wszystko za sprawą zgłębionego scenariusza oraz wirtuozerskiej reżyserii Guadagnino.

Suspiria18-3

     Punkt wyjścia dla całej opowieści jest dokładnie taki, jak w pierwowzorze. Susie Bannion (Dakota Johnson) przylatuje ze Stanów do Niemiec, by podjąć naukę w awangardowej szkole tańca − tym razem współczesnego. Nie wie, że wpadła w pułapkę czarownic. Guadagnino wykazuje się poszanowaniem dla materiału źródłowego, czego przykładem może być charakterologia Sary (Mia Goth, „Lekarstwo na życie”): jest to dziewczyna równie rezolutna, jak ta z filmu Argento; w toku kolejnych zdarzeń rodzi się w niej podobna podejrzliwość. Sama „Suspiria” okazuje się jednak filmem znacznie przekształconym − całkowicie innym, krzykliwość wymieniającym na mizantropię. W skrypcie pióra Davida Kajganicha nie brakuje rozmaitych kontekstów: jest ich tylko trochę mniej niż w vontrierowskim „Domu, który zbudował Jack”. Najdosadniej wśród scenariuszowych wartości wybija się feminizm. Guadagnino − reżyser empatyczny, o nowoczesnej wrażliwości − opiewa kobiecą siłę. W filmie pojawiają się tylko trzy postaci męskie; jedną z nich odgrywa aktorka o wielu twarzach, Tilda Swinton. Dwie pozostałe są dla wiedźm zabawkami, obiektami seksualnych upokorzeń.

     Współtwórców interesuje zarówno to, jak postrzegają kobiety sztukę (głównie emancypacyjną) oraz to, co je martwi i niepokoi. W Berlinie roku 1977 nikomu nie brakowało utrapień. „Suspiria” egzaminuje zatrważające czasy kryzysu państwowego; za tło polityczne stoi tu tak zwana „niemiecka jesień” − pamiętana przez pryzmat terroryzmu i zmasowanych ataków na społeczeństwo. To wówczas porwany został samolot pasażerski „Landshut”, a oko w oko ze śmiercią stanęło blisko dziewięćdziesiąt osób. Guadagnino prawi o okrucieństwie wiedźm, ale też ludzi, „zwykłych” śmiertelników. Historia Niemiec ma niebagatelną wagę i w czasach sprzyjających zaangażowanym horrorom warto ten ciężar wyeksponować. Jak przypomina Madame Blanc (Swinton w drugiej ze swych kreacji), w czasach totalitaryzmu władze III Rzeszy chciały, by kobiety zamknęły swoje umysły i stały się maszynkami do rodzenia dzieci. Między innymi to zepchnęło je do podziemi (w przypadku dowodzonego przez Blanc sabatu − dosłownie). Guadagnino pozwala swoim heroinom wyjść do świata, a w zasadzie stworzyć swój własny padół łez; pozwala im otworzyć się na doznania, także te diabelskie. Decyzja, jaką Susie podejmuje w finale, jest świadomym krokiem dojrzałego, wyzwolonego dziewczęcia. Sprytnej, wyemancypowanej bestii − jeśli wolicie.

Suspiria18-4

     Uwagę w filmie poświęcono hierarchii sił nieczystych oraz kobiecej zazdrości. Bliski scenarzyście okazał się też temat macierzyństwa: substytutu matki po omacku szuka przecież główna bohaterka. Rodzicielskie instynkty przemawiają przez Madame Blanc. Przebiegła wiedźma rzuca na Susie czar, który sprawia, że każdy jej ruch podczas treningu odbija się na innej uczennicy, uwięzionej piętro niżej. To świadomy i sadystyczny manewr; w ten sposób paraliżuje instruktorka tańca swojego wroga − łamiąc każdą jego kość. Ucierpi na tym nieszczęsna Olga (Elena Fokina); Susie przekazana zaś zostanie „matczyna” mądrość. Konstruując scenę z udziałem Olgi i Susie, montażysta Walter Fasano objawia swój niczym niepohamowany talent. To sekwencja oparta na szybkich, ale obrazowych cięciach: jest szalenie brutalna, widok sponiewieranego ciała sprawia, że mrużymy oczy w panice. Każde kolejne ujęcie następuje niczym cios, którego nie jesteśmy w stanie odeprzeć. Fasano pokazuje nam wszelkie bolesne detale „tańca” − długo obserwujemy, jak Olga jest maglowana. Sam film również do krótkich nie należy, lecz jego tempo i dynamika są tak wyważone, że żaden widz nie będzie nerwowo spoglądał na zegarek.

     Chwilami bywa „Suspiria” bardzo teatralna − jak dawne dziwowiska Kena Russella. Film nakręcono w duchu lat 70., nie tyle, by upodobnić go do pierwowzoru, co nadać mu duszny klimat ówczesnego kina niemieckiego. Guadagnino korzysta z archaicznych rozwiązań operatorskich − często stosuje ekstremalne zoomy, badając twarze aktorów z lekarską manierą. Plastycznie przypomina jego obraz „Opętanie” Andrzeja Żuławskiego; zdjęcia są równie surowe i metaliczne. Akcja obu produkcji dzieje się w końcu na terenie przedzielonego murem Berlina. Ścieżkę dźwiękową również skomponowano z melancholią w sercu, przez co znacznie różni się ona od eksplozywnego soundtracku autorstwa Goblina i Dario Argento. Rzewliwe, depresyjne utwory zainspirowane zostały takimi formami muzycznymi, jak krautrock czy musique concrète, są więc nad wyraz retrospektywne.

Suspiria18-5

     Remake różni się od oryginału na wielu płaszczyznach. Wprowadzona zostaje postać nieobecna w pierwszej „Suspirii” (doktor Jozef Klemperer w mistrzowskiej interpretacji Swinton), a historia powoli rozgałęzia się na kolejne wątki. Poznajemy m. in. żonę doktora, odegraną przez Jessikę Harper, a także, w epizodzie, grubiańskich policjantów. Ich pasywność i brak poszanowania dla strudzonych obywateli dobrze współgrają z fatalistyczną wizją Niemiec. Rozbudowano też samą Susie − tutaj uciekinierkę ze wspólnoty mennonitów, dziewczynę o skrytej, lecz potężnej mocy. Nie zmienił się taniec: wciąż napędza on fabułę w ruch, jest hipnotyzujący, uwalnia w bohaterkach zwierzęce popędy. Na tak wichrzycielską „Suspirię” warto było długo czekać. Guadagnino dowiódł przy jej pomocy, że jest niespokojnym duchem kina europejskiego.

     PS. Surrealne koszmary Susie Was również będą nawiedzały w nocy − tego możecie być pewni.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb, Movies Room oraz Filmawka. Blog His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

Suspiria18-2

09

Dodaj komentarz