Człowiek psu wilkołakiem. [„Zły wpływ księżyca”, 1996]

     „Zły wpływ księżyca”, czyli ten film, w którym Michael Paré daje popis swoich umiejętności i przyćmiewa obecnych na planie towarzyszy. Może to brzmieć jak wyrażenie sprzeczne, bo od lat oglądamy brooklyńskiego gwiazdora w szalenie kiepskich produkcjach („Abattoir”, „Seed: Skazany na śmierć”). Paré nie należy do hollywoodzkiej ekstraklasy, ale kiedy ma z czym – i kim – pracować, ekran należy do niego. Dowiódł temu w „Księżycu 44” Rolanda Emmericha i „Przekleństwach niewinności” – pełnometrażowym debiucie Sofii Coppoli. Prawdziwy pazur pokazał jednak w „Złym wpływie księżyca”, zresztą całkiem dosłownie. Horror Erica Reda powstał w 1996 roku i z biegiem lat zestarzał się całkiem szlachetnie. Opowiada o fotoreporterze, który podczas wizyty w Nepalu zostaje zadrapany przez wilkołaka. W ten sposób rodzi się w mężczyźnie zew krwi.

badmoon2

     „Zły wpływ księżyca” rozpoczyna się z przytupem. Paré uprawia seks z partnerującą mu pięknością. Jako fotograf Ted, a może też w rzeczywistości – scena wręcz kipi od autentycznego erotyzmu, a aktor wydaje się niczym nieskrępowany. Kochankowie tak bardzo pochłonięci są igraszkami, że ledwo zauważają bestię, która ładuje im się do namiotu. Red nie pozostawia szerokiego pola dla naszej wyobraźni: kończą się akty miłosne, a zaczynają te masakryczne. Wilkołak dosłownie rozdziera ukochaną Teda swymi łapskami, a jemu samemu rozszarpuje pierś. W powietrzu latają płyny ustrojowe i mięso, ale bohaterowi udaje się chwycić za strzelbę. Po oddaniu strzału głowa drapieżnika eksploduje w efekcie slow motion.

     Po takim openingu na nadejście kolejnych scen czekamy wręcz z ekscytacją. Akcja szybko przenosi się z Azji na prowincję Stanów Zjednoczonych. Poznajemy pozostałych bohaterów: siostrę Teda, Janet (Mariel Hemingway), jej kilkuletniego syna Bretta (Mason Gamble) oraz owczarka niemieckiego Thora. Brat-podróżnik zamieszkuje w przyczepie, tuż za domem Janet, który położony jest w środku lasu. Zachowuje się dziwnie, przebąkuje coś o utracie dziewczyny i wzbudza litość krewniaczki. Janet nie wie, że Ted łaknie ludzkiego mięsa, a nocami przykuwa się łańcuchem do drzewa: robi wszystko, by poskromić w sobie potwora. Przynajmniej z początku – księżyc w fazie pełni sprawia bowiem, że metamorfoza mężczyzny nabiera na sile. Pies Harrisonów wyczuwa w nowo przybyłym wroga i reaguje agresją, ale przeciwnik przewyższa go inteligencją. Ted próbuje dowieść, że obudziła się w Thorze niekontrolowana wściekłość, a jego miejsce jest w schronisku dla zwierząt.

badmoon3

     „Zły wpływ księżyca” to horror o tyle ciekawy, że zrealizowany z familijnym zacięciem. Ostry gore miesza się w nim ze scenami rodem z klasycznego „kid movie”, a moment, kiedy Thor zostaje zabrany do psiego przytułku, doprowadzi do łez chyba nawet największego twardziela. Uroczy owczarek jest ważnym bohaterem filmu; kilka sekwencji nakręconych zostało nawet z jego perspektywy. Na pewno okazuje się postacią lepszą zarówno od Janet, jak i jej dzieciaka – to z nim chętniej spędzamy czas, to jego uznamy za lepszego, niż Hemingway i Gamble, aktora. Zdolny psiak tworzy bardziej intensywną kreację niż dwaj wymienieni, nawet jej nie werbalizując. Mariel Hemingway wydaje się w swej roli jałowa i zupełnie nieprzekonująca, a według zapewnień reżysera do udziału w produkcji przekonała ją imponująca gaża. Jeszcze gorszy jest Mason Gamble – zmanierowany do bólu, wygłaszający swoje kwestie w przeciągły sposób, wiecznie z pustym wyrazem twarzy. Jego Brett to najbardziej irytujące dziecko świata. Jeśli chodzi o postać Janet, drażni nie tylko aktorska bierność Hemingway, ale też rys osobowościowy. To dość nierozgarnięta bohaterka, a jej oczy zawsze przykryte są klapkami. Kobieta długo łączy oczywiste fakty: naśmiewa się z Teda, bo ma w sypialni metalowe kajdanki, ignoruje jego całonocne wypady na jogging, morderstwami w okolicy wcale nie jest przejęta. Kiedy odkrywa mroczny sekret swego brata, tkwi już po uszy w niezłych tarapatach.

     I tu wrócę do punktu wyjścia: sytuację ratuje Michael Paré. W wielu scenach wykazuje aktor zaskakującą wrażliwość – coś, co, mogłoby się zdawać, zabiły w nim lata grania w podrzędnych filmach akcji. Nie chodzi tu wyłącznie o artykulację kwestii dialogowych, ale przede wszystkim siłę ekspresji, mimikę twarzy i wyrazistość oczu, w których odbijają się płomienne emocje. Występ Paré okazuje się na równi stoicki i zwierzęco dziki; widzimy w Tedzie nie tylko wilkołaka, ale też ludzką bestię, która łże jak pies, a i tak potrafi omamić wszystkich wokół. Dobrze z kreacją aktora współgra jego barytonowy głos.

     Film jest dość prosty, a krótki czas trwania to jego niepodważalny atut. Większość zastosowanych w nim efektów specjalnych robi wrażenie do dziś; mieszane uczucia wzbudza tylko scena końcowej transformacji, głównie za sprawą nałożonych na sylwetkę Teda, komputerowych „niuansów”. Red wie jednak, że efekty praktyczne zawsze zwyciężą z CGI-em i z tego powodu okazuje się „Zły wpływ księżyca” horrorem old-schoolowym, przypominającym filmy o wilkołakach z lat osiemdziesiątych.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb, Movies Room oraz Filmawka. Blog His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

badmoon4

6 i pol

Dodaj komentarz