Goodbye people, goodbye smog, hello murder. [„Berserker”, 1987]

     Slashery, w których grupę studentów college’u terroryzuje średniowieczny wiking, policzyć można na palcach jednej ręki. A nawet na palcu. Numer jeden tej listy to „Berserker” – koniec. Powstały w 1987 roku horror stalk n’ slash przez ponad trzy dekady pozostawał zupełnie zapomniany, ale rok temu wydany został na odpicowanym Blu-rayu przez Vinegar Syndrome. To niszowy dystrybutor specjalizujący się w odkopywaniu unikatowych filmów klasy „B” i trzeba przyznać, że z „Berserkerem” ekipa z VS przeszła samą siebie. Na nośniku BD ten stary i bardzo niskobudżetowy straszak wygląda fantastycznie, dzięki czemu poznanie legendy tytułowego wojownika jest czystą frajdą.

Berserker06

     Pierwszą scenę filmu osadzono… w X wieku. U wybrzeży przyszłych Stanów Zjednoczonych zatrzymuje się wikiński okręt, na pokładzie którego przebywa przysadzisty bojownik o niezrównoważonym spojrzeniu i gołym torsie. Zawodzi do księżyca jak dzikie zwierzę, co jest o tyle zrozumiałe, że twarz zakrywa mu niedźwiedzia maska. Następuje klasycznie ejtisowa czołówka, podczas której maksymalne close-upy przeplatają się z planszami wymieniającymi nazwiska aktorów. I tu rodzi się pytanie, kto właściwie będzie slaszował dzieciaki w niniejszym slasherze: czasem wydaje nam się, że widzimy na zbliżeniach dzikusa, który przywdział łeb niedźwiedzia, a kiedy indziej w kadrze faktycznie gości drapieżny ssak o tytanowych kłach. „Zagadkę” może już trochę rozstrzygnąłem w pierwszym akapicie, ale umówmy się – tytuł filmu nie jest przypadkowy i zobowiązał twórców do pewnych rozwiązań narracyjnych.

     Berserkiem nazywano w średniowieczu nordyckich siłaczy, którzy stroili się w wilcze lub niedźwiedzie skóry. Byli oni wikingami ogarniętymi szałem bojowym, zdolnymi do przeprowadzania brutalnych rzezi. W slasherach z lat osiemdziesiątych zabijały już między innymi strzelające laserami roboty ochroniarskie („Chopping Mall”), mordowali też greaserzy grający na gitarowym wiertle („Slumber Party Massacre II”) – po figurę berserka musiał w końcu sięgnąć któryś reżyser. Został nim Jefferson Richard, późniejszy producent „Maniakalnego gliniarza” i „Ulic strachu 3”. W jego filmie szóstka studentów organizuje wypad za miasto, by wypocząć na łonie natury (jeden z chłopaków rzuca przed wyjazdem: „żegnaj, cywilizacjo, żegnaj, smogu, witaj, wolności!”). Celem podróży stają się kaniony w stanie Utah, gdzie zlokalizowany jest kemping nazywany nieoficjalnie „Małą Norwegią”. Przewodzący grupie Josh, jego najlepszy kumpel Mike, mól książkowy Larry oraz trzy atrakcyjne panny, Kristi, Shelly i Kathy, chcą dobrze bawić się przy alkoholu i miękkich narkotykach. Nie wiedzą, że w gęstym lesie ostrzy sobie na nich kły tajemniczy oprawca.

Berserker09

     „Berserker”, choć do najlepszych horrorów zdecydowanie nie należy, wywołuje jednocześnie falę przyjemnie nostalgicznych doznań, dzięki którym przeniesiecie się w czasie prosto do dekady getrów z lajkry i nastroszonych hairsprayem wielkich fryzur. Pomimo pewnych niedociągnięć fabularnych i technicznych ten film naprawdę ogląda się dobrze: jest on łatwy w odbiorze, zabawny, przy osiemdziesięciu paru minutach mija, jak z bicza strzelił. Ubarwiają go pop-rockowe kawałki o tytułach jak „Cool Dude” czy „Prisoner of Rock and Roll”; do pierwszej piosenki powstało nawet coś na wzór wideoklipu, w którym bohaterowie jeżdżą na quadach, żłopią piwo i kąpią się w rzece (panowie obowiązkowo w workowatej bieliźnie). Hulanka jest przednia, do czasu aż nastaje zmrok. W ciągu kilku chwil atmosfera robi się dużo chłodniejsza, gęstnieje napięcie między młodymi, a pobrzmiewająca niediegetycznie muzyka nabiera złowrogiego charakteru. Domek letniskowy, choć za dnia wyglądał bajecznie, okazuje się klaustrofobiczną konstrukcją zabitą dechami. Na zewnątrz szaleje zawierucha ze sztucznej mgły, lasy są szpetne, wilgotne, nienaturalnie oświetlone. Wygląda na to, że Josh i jego przyjaciele stali się bohaterami taniego horroru: podkreśla to choćby scena, gdy odpalona od drewnianej ściany zapałka rozwidnia gotycko całe pomieszczenie.

     „Berserker” potrafi przyprawić o ciarki na plecach, choć zdarza mu się to tylko sporadycznie. Najmocniejsza w całym filmie scena to ta, gdzie Shelly (Beth Toussaint) odbywa intymne tête-à-tête ze swoim chłopakiem, a w tym samym czasie inna dziewczyna (Shannon Engemann) jest mordowana. Zbiegają się ze sobą ujęcia grymasów erotycznych i agonicznych wrzasków, pieszczonych przez męską dłoń piersi i rozszarpywanych fragmentów ciała. Milczącym świadkiem zdarzeń jest, naturalnie, dziki las, skąpany w księżycowej iluminacji. Efekty specjalne w filmie nie mogłyby zostać uznane za szczególnie realistyczne, ale sekwencja dwóch różnych przejawów animalizmu „w przyrodzie” naprawdę udała się kadrom technicznym.

Berserker02

     Richard przeplótł w swoim filmie slasher, formułę animal attack i estetykę kina exploitation. Młodzi bohaterowie są albo stalkowani przez nadnaturalnego mordercę, albo dręczeni przez półtonowego niedźwiedzia – wybór należy do widza, zostaje to i tak rozwikłane dopiero w kuriozalnym finale. Można więc nazwać „Berserkera” horrorem whodunit lub whatdunit, w zależności od interpretacji. Dwa pierwsze uśmiercenia w filmie to morderstwa geriatryczne: ze szponami oprawcy spotyka się para starców, przez co można mówić o pewnym elemencie zaskoczenia – nawet jak na kino grozy z wątkiem tysiącletniego wikinga. W toku kolejnych zdarzeń „Berserker” coraz bardziej upodabnia się do serii stalk n’ slashów o Jasonie Voorheesie. Jak w pierwszym „Piątku, trzynastego” znikąd wyłania się małomiasteczkowy policjant, psujący młodym zabawę (tu jest nią wyrzucanie pustych puszek przez okno pędzącego samochodu). Podobnie jak w sequelu Steve’a Minera znalazło się też w filmie miejsce dla obligatoryjnej sceny przy ognisku i nie do końca fikcyjnej legendy o lokalnych zabójstwach, którą straszone są dziewczyny. Ekscentrykiem na modłę Szalonego Ralpha jest zaś w „Berserkerze” Pappy (George „Buck” Flower) – skandynawski imigrant, który wymawiając nazwisko głównego bohatera, obstaje przy formie „Yosh Vinter”, ale nie ma problemu z artykulacją takich anglojęzycznych wyrazów, jak „woods” czy „was”.

     Josh (Greg Dawson) to jedyny młody bohater filmu o jakiejkolwiek osobowości – pozostałe postaci są charakterologicznymi szkieletami, których „cechy” podsumować można jednym, krótkim zdaniem (Larry jest mądry, bo przeczytał książkę, Mike bez przerwy gzi się z Shelly). Jest trochę irytującym, a trochę wrażliwym frat boyem, który zrobi wiele dla swoich przyjaciół; toksyczne relacje z ojcem do teraz nie dają mu spokoju. Nie napiszę, że warto obejrzeć „Berserkera” dla imponującego character developmentu, bo sami wiecie, że to bzdura, ale to zawsze atut, gdy bohaterowie slashera nie są największymi kliszami pod słońcem (takimi w składzie: bystra brunetka, puszczalska blondie, nerd, jock i randomowa postać mniejszościowa). Twórcy odważyli się nawet wdrożyć w swój film odrobinę homoerotyzmu, co może być zabiegiem celowym, albo po prostu znakiem swoich czasów: mowa o scenie, gdy Josh i Mike ściągają koszulki i polewają pieniącym się browarem swoje gołe klaty. Wszystko, rzecz jasna, w rytm wspomnianego wcześniej „Cool Dude”.

Berserker13

     Co jeszcze warto wiedzieć o filmie Richarda? Jego plakat mocno przypomina ten promujący „Ścianę” Alana Parkera. Tę samą grafikę wybrano na okładkę wydania Blu-ray, które naprawdę musicie mieć w swojej domowej kolekcji, jeśli Jason czy Freddy to „bohaterowie” wyjątkowo bliscy Waszym sercom. Piękne widoki i naturalną scenerię Utah można podziwiać w „Berserkerze” w panoramicznym formacie 1.85:1 – obraz jest ziarnisty, ale szczegółowy, o głębokiej teksturze. Od marnych kopii DVD, wydanych na początku lat dwutysięcznych i już wtedy stanowiących rozczarowanie, dzielą wersję Blu-ray lata świetlne. „Berserker” to horror przyjemnie zły; dla niektórych będzie stanowił guilty pleasure, dla innych – po prostu okazję do bezwstydnej, filmowej zabawy. Sceny jak ta, w której niedźwiedź walczy z mordercą i jest dopingowany przez potencjalną ofiarę, świadczą o szansie „Berserkera” na stanie się dziełem kultowym. Film jest wzorową tandetą: często nieudolnie zainscenizowaną, marnie zagraną, ale o mocno rozrywkowym potencjale. Jefferson Richard to rzeczywiście cool dude.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

Berserker01

Berserker12

Berserker11

Berserker10

6 i pol

Dodaj komentarz