Zgrabne zawiązanie high-conceptowej historii. [„Ulica Strachu – część 3: 1666”, 2021]

Trylogia „Ulica Strachu” stała się największym wydarzeniem miesiąca na Netfliksie. Filmy grozy, adaptujące książki R. L. Stine’a, początkowo miały trafić do obiegu kinowego, ale z powodu pandemii stało się to niemożliwe. Wtedy wkroczył gigant streamingowy, który po odkupieniu praw od wytwórni Chernin Entertainment przyjął inną strategię: zamiast na przestrzeni kilku miesięcy kolejne odsłony debiutowały na ekranach co tydzień. Ostatni segment serii, „Ulica Strachu – część 3: 1666”, miał premierę w piątek i okazał się solidnym finałem.

Akcja trzeciej „Ulicy Strachu” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: w 1994 roku i w drugiej połowie XVII wieku. Film w znacznej mierze opowiedziano jednak jako period piece, przez co przypomina on „Czarownicę: Bajkę ludową z Nowej Anglii”. Deena Johnson (Kiana Madeira) próbuje przełamać klątwę ciążącą nad Shadyside i ku swojemu zaskoczeniu przenosi się o trzysta lat wstecz do czasów ojców-pielgrzymów. W tytułowym 1666 przyjmuje postać Sary Fier – nastolatki tłumiącej w sobie miłość do koleżanki (Olivia Scott Welch).

Jeden z mieszkańców osady kolonialnej przypatruje się z ukrycia, jak Sarah i Hannah „grzeszą” w głębi lasu. Nazajutrz pierwsza z dziewcząt zostaje oskarżona o bycie wiedźmą, a druga o spiskowanie z diabłem. W niczym nie pomagają kolejne rewelacje: na stołach mieszkańców gniją dary ziemi, zwierzęta pożerają własne młode, a woda studzienna okazuje się zatruta. Nastoletnie burzycielki zostają poddane brutalnemu osądowi i szybko pada wyrok: jedną z czarownic trzeba spalić na stosie. Sarah – która nigdy dotąd nie zajmowała się okultyzmem – postanawia nawiązać sojusz z wyklętą osadniczką.

„Ulica Strachu – część 3: 1666” to film o opłakanych skutkach nienawiści motywowanej religijnie. O podążaniu za ogłupiającym przywódcą, zaniku rozsądku, strachu przed innością. To wreszcie film o homofobii. W pierwszej części trylogii poznaliśmy Deenę i Sam, które, jako lesbijki, borykały się z pewną formą ostracyzmu społecznego. To, co w połowie lat dziewięćdziesiątych mogło być uznane za temat tabu, w 1666 roku uchodziło za bluźnierstwo i profanację. Na szczęście Madeira, jako Sarah Fier, nie pozwala sobie na przypięcie łatki ofiary. Po wywołującym mieszane emocje występie w „jedynce” 28-latka nareszcie daje się poznać jako świetna aktorka: film należy właściwie do niej, a jej bohaterka emanuje autentyczną siłą i pozytywną energią. W „Ulicy Strachu – części 3” nieposkromione dziewuchy rozpieprzają patriarchat w drobny mak – na obu równiach czasowych. Za to, że mają odwagę przeciwstawić się mężczyźnie, są wyzywane od wiedźm, szmat, lesb czy pomiotów Szatana.

Z początku wydaje się, że „Ulica Strachu: 1666” zanadto odbiega od sprawdzonej formuły, ale to też zaleta: podczas gdy „jedynka” i „dwójka” garściami czerpały z kina grozy lat 70. i 90., „trójka” okazuje się odsłoną najoryginalniejszą. Budzi skojarzenia właściwie tylko z „Czarownicą”, poniekąd może „Małgosią i Jasiem” – tyle. W scenie finałowej, dziejącej się w ’94, także ze „Stranger Things”, bo rzecz ma miejsce w przestarzałym centrum handlowym, utopionym w neonowych kolorach. Scenariusz filmu przygotowała zresztą Kate Trefry, która związana była z serialem Netfliksa w sezonach 2–3. Trzecia „Ulica Strachu” to niepospolita mieszanka folk horroru, slashera i kina grozy o panice moralnej.

Twórcom należą się brawa za dynamiczne zamknięcie fabuły, lesbijską final girl i wiarygodną scenografię – film wyróżnia się głębokim poczuciem czasu i miejsca, podobnie zresztą jak „Ulica Strachu – część 2”. Większość aktorów dobrze imituje też irlandzki akcent, urozmaicając swoje wypowiedzi frazami jak „thou” czy „twas”. Odsłona „1666” nie cechuje się może tak zawrotną akcją, jak „1978” i nie tonie od efektów gore, lecz ma w ofercie inne walory. Jeden z nich to scenariusz: film to po części moralitet, o walce z niesprawiedliwością, ale też o budowaniu swojego imperium na cierpieniu innych. Leigh Janiak zgrabnie zawiązuje tu high-conceptową historię i toruje sobie ścieżkę do dalszej kariery w horrorze. Myślę, że powstanie następnej „Ulicy Strachu” to tylko kwestia czasu.

Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Prime News, Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

Dodaj komentarz