To, co było domem. [„Moje serce bije tylko, gdy mu każesz”, 2020]

Po obrzeżach miasta kursuje Chevrolet Dwighta (Patrick Fugit) – trzydziestokilkulatka, który zdobywa się na niespotykane poświęcenia w trosce o chorego brata. W jednej z wyludnionych dzielnic bohater zabiera ze sobą bezdomnego. Oferuje wsparcie, choć w istocie pomocny okaże się towarzysz podróży – jeszcze nie wie, że będzie ofiarą dla rodziny łaskawcy. Mężczyźni parkują przed ukrytą między drzewami posiadłością, na co gość reaguje zdziwieniem: „myślałem, że zabierasz mnie do przytułku, a to przecież dom”. Dwight odpowiada z zimną krwią: „był nim”, a następnie wyciąga z bagażnika kij baseballowy.

Pod kwiecistym tytułem „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” kryje się alegoryczne kino o współzależności i rodzinnych poświęceniach. Film o bratersko-siostrzanej więzi, codziennych kompromisach i wyrzeczeniach, na jakie zdobędziemy się dla najbliższych. Także o braku komunikacji, która może przynieść opłakane skutki. Dwight mieszka z siostrą Jessie (Ingrid Sophie Schram) daleko od miejskiego zgiełku. Para pełni dozór nad młodszym bratem Thomasem (Owen Campbell), który cierpi na światłowstręt i pije ludzką krew, by przeżyć.

Wampiryzm ukazany zostaje w filmie jako nieuleczalna choroba – jest nowotworem, który uniemożliwia rodzinie normalne życie, ale którego nie da się usunąć. Współczujemy całej trójce: Thomasowi, bo pociąg do krwi nie wynika z jego winy; Dwightowi marzącemu o własnym życiu; Jessie, która zatraciła kompletnie ludzkie odruchy. Kobieta, stanowiąca podbudowę ogniska domowego, tak długo zabijała w imię miłości, że została wyrachowaną socjopatką. Po latach krwawicy nie wyobraża sobie, że struktura rodziny mogłaby się rozbić – to oznaczałoby śmierć Thomasa z głodu.

O tym, że świat stoi otworem i pełen jest pięknych możliwości, jako pierwszy przekonuje się Dwight. Mężczyzna potajemnie organizuje schadzki z prostytutką, na których ważniejsze od samego seksu są dla niego chwile rozmowy. Szuka ukojenia w udawanym związku, desperacko chwyta się każdej okazji, by pogawędzić z Pam (Katie Preston) o ucieczce gdzieś daleko, choćby na słoneczną Florydę. To jedyna obca osoba, z którą Dwight zawarł znajomość, i która nie skończyła jako posiłek Thomasa.

Fugit tworzy rolę najsympatyczniejszego ekranowego mordercy od czasu tytułowej Ma z filmu z Octavią Spencer. Jednocześnie oglądamy jego codzienną udrękę, obserwujemy, jak popada w nastrój cichej rozpaczy – nigdy niewykrzyczanej, dławionej w sobie. Najlepiej akcentuje to scena, w której Jessie mści się na bracie za to, że „zdradził” rodzinny system wartości. Fugit świetnie uchwycił walkę Dwighta ze sobą samym i jego chęć wyrwania się spod panowania siostry. W scenie o posmaku piekącej goryczy, gdy aktor kwili w rytm tytułowego „I Am Controlled By Your Love” z repertuaru Helene Smith, smutek Dwighta zostaje ubrany w słowa. Tekst piosenki o kurateli nad życiem prywatnym wcale nie jest tu przypadkowy.

Role w filmie są nader zniuansowane, a na ekranie bryluje właściwie cała trójka głównych aktorów. Campbell nie gra postaci nadludzkiego krwiopijcy. Jest zamiast tego wampirem słabym, podatnym na krzywdę. Jest żałosną ofiarą, która bez wsparcia bliskich przepadnie. Przywiązanie do brata ciągnie całą rodzinę na samo dno i prowadzi do nieuchronnej tragedii. Reżysera, Jonathana Cuartasa, dużo bardziej niż kły wbijające się w szyję interesuje horror psychologiczny, dzięki czemu całość postawić można w jednym rzędzie z „Przeobrażeniem” Michaela O’Shea, „Uzależnieniem” Ferrary, szwedzkim „Pozwól mi wejść”. Film koresponduje też z dramatem grozy „Jesteśmy tym, co jemy” Jima Mickle’a, a nawet z „Dogtooth” Lánthimosa. Duszną, klaustrofobiczną atmosferę porównać można do tej z niedawnego chamber horroru „We Need to Do Something”, gdzie bohaterka również czuła się więźniem w towarzystwie własnej rodziny.

„Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” to z jednej strony horror o rodzinie dysfunkcyjnej, a z drugiej – rekonfiguracja wampirzego mitu. Cuartas igra sobie z oczekiwaniami widza; w jednej ze scen Thomas zaprasza do domu „kolegę” z podwórka i potencjalną ofiarę – choć najczęściej to wampir musi prosić o przekroczenie czyjegoś progu. Wybrzmiewa w filmie ciekawa metafora domu i jego newralgicznego znaczenia w życiu rodzeństwa. Jessie i Dwight mordują tylko prostytutki mieszkające w motelach i imigrantów z ulic – te osoby, które „niegodne” są domowego ciepła. Film, choć fatalistyczny, opowiada przede wszystkim o solidarności i potrzebie przynależenia.

Atutem „Mojego serca…” są precyzyjna inscenizacja, mistrzowska praca kamery i wysublimowana reżyseria. Dialogi w filmie są oszczędne i półgłośne, ale każde słowo wypowiadane przez aktorów niesie ze sobą przekaz, olbrzymie znaczenie. „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” to przykład minimalistycznego horroru, w którym teoretycznie dzieje się niewiele, ale który wywiera na widzu bardzo silne wrażenie. Ruch kamery jest ograniczony i ospały, bo takie wydaje się też życie Dwighta i jego rodziny. Operator zdjęć postanowił zamknąć przestrzeń planu w pudełkowym formacie obrazu (4:3), by podkreślić poczucie uwięzienia i trafnie zilustrować domową pułapkę. Dzięki temu film jest opresyjny i wywołuje „ucisk”, a widz oddycha tym samym, zatęchłym powietrzem, co bohaterowie. Niezwykle ważne są dla „Mojego serca…” nihilizm i poczucie beznadziei.

W rękach Cuartasa powstał film o moralności, harmonii rodzinnej, sercowych rozterkach i śmiertelności. Takiej historii o wampiryzmie nie widzieliście od dawna.

Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Prime Movies, Filmawka, Movies Room oraz Filmweb. Stronę His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

Dodaj komentarz