Samotny Paryż. [„Noc pożera świat”, 2018]

     Paryż. Uzdolniony muzycznie Sam (Anders Danielsen Lie) przytomnieje po mocno zakrapianej imprezie. Wolał nie pić za dużo − zamknął się więc w jednym z pokoi, by przedwcześnie pójść spać. Nudziarstwo wyszło mu na zdrowie: okazuje się bowiem, że w przeciągu nocy miasto stało się pustkowiem, a niemal wszyscy mieszkańcy zostali pomordowani przez hordy żywych trupów. Ci, którzy przetrwali, kryją się w najbezpieczniejszych budynkach. Sam robi dokładnie to samo: nie jest głupi, wie, że poległby w konfrontacji z zombiakami. Jego schronienie ma grube ściany − na tyle, że nie słychać przez nie nawet odgłosów ulicy. Poddany własnowolnej kwarantannie, mężczyzna zaczyna cierpieć z powodu alienacji.

NocPozeraSwiat2

     „Noc pożera świat” to film powstały na kanwie opowieści Pita Agarmena. Choć wśród jego antybohaterów wyraźnie pomrukują nieumarłe kreatury, nie jest to horror sensu stricto. Prędzej nazwiemy projekt Dominique’a Rochera dramatem jednostki lub balladą o izolacji. Sam ścigany bywa przez zombie, a sceny pogoni truposzy za świeżym mięsem są szczerze emocjonujące. Nawet kamienica, w której toczy się akcja, upodobniona została do barcelońskiej czynszówki z pierwszego „[REC]-a”. W generalnym ujęciu film jest jednak oszczędny, a jego reżyserowi nie zależy na widowiskowości. Głównym zadaniem „Nocy…” było nie tyle przerażenie oglądającego, co wzbudzenie w nim uczucia melancholii, może nawet lekkiej apatii. Zamknięci zostajemy sam na sam z umysłem wyłącznego protagonisty − obraz Rochera to chamber piece, w którym wszelakie postacie epizodyczne policzymy na palcach jednej ręki. Głównym, obok Liego, aktorem tego dziwowiska jest bezwzględna cisza.

     Rocher uderza w mizantropijne tony, bo Sam powoli gaśnie w naszych oczach. Z początku nie przyjmuje biernej postawy: walczy o swoją kryjówkę, o racje żywnościowe; próbuje zapewnić sobie rozrywkę. Jako muzyk odnajduje radość w przygrywaniu na rozmaitych instrumentach (od perkusji po opróżnioną butelkę). To jednak wyłącznie tęskny blues, wołający za normalnością − przychodzą bowiem chwile, gdy ogarnia bohatera depresja. „Noc pożera świat” bywa też filmem o ryzyku i odwadze. Zmęczony przeszywającym milczeniem, Sam przywołuje zombie, puszczając im heavy metal przy użyciu sprzętu audio. Nie wie, czy to dobra decyzja, ale woli postawić wszystko na jedną kartę − byle tylko odepchnąć samotność. „Noc…” to horror introwertywny i ludzki, nawet jeśli nad obsadą dominują żywe trupy. Lie obrazuje Sama w sposób na poły obłędny i opanowany. Jego wibrujące krzyki sugerują, że bohater odda wiele za szczyptę bliskości, ale przemawiają przez niego również logika i zaradność. Ciekawą kreację tworzy też Denis Lavant − aktor urodzony do odgrywania niemych, dysputujących wielkimi oczyma ekscentryków. Zombiakowi w jego interpretacji jeszcze zaczniecie współczuć.

     „Noc pożera świat” nie zawsze angażuje tak, jak wymarzył to sobie Rocher, a i zasięg zaczerpniętych inspiracji może wywołać pewne zmieszanie: film budzi skojarzenia z „Rammbockiem”, „Jestem legendą” czy klasycznym „28 dni później”. Warto mieć na uwadze, że jest to pełnometrażowy debiut reżyserski, a Rocher już teraz wydaje się filmowcem ze sporym potencjałem i perspektywą rozwoju.

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb, Movies Room oraz Filmawka. Blog His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

NocPozeraSwiat3

6 i pol

Dodaj komentarz