Niełatwe powroty. [„Jack Goes Home”, 2016]

     Twórcy hitowego telewizyjnego tasiemca mieli rację – życie jest nowelą, i przyjazną, i wrogą. Wie o tym Thomas Dekker, niezgorszy aktor oraz reżyser-nowicjusz, którego autorski film, „Jack Goes Home”, tonie w soap operowej specyfice.

jackgoeshome2

     Oto tytułowy bohater (Rory Culkin, „Shut In”) powraca w rodzinne strony na wieść o śmierci ojca. To nie koniec nieszczęść. W ciągu tygodnia do niedawna zadowolony z siebie narcyz usłyszy kilka bolesnych słów od ukochanej, wda się w spór z matką (Lin Shaye) oraz – przede wszystkim – odkopie zagrzebane przed laty rodzinne sekrety. Tych ostatnich najlepiej byłoby nie ruszać… „Jack…”, biorąc pod uwagę, jak życiowym ma być filmem, okazuje się też dziwnie bezemocjonalny. Niektórych widzów to ucieszy – horror, zainicjowany jako odpowiedź na depresję scenarzysty/reżysera, tonie w mroku i apatii. Przyglądając się opowieści Dekkera z mniej empatycznego punktu widzenia, możemy dostrzec materiał pasywny i zwyczajnie nieciekawy. I choć, faktycznie, „Jack Goes Home” wykazuje letargiczny charakter, wzmagany przez bezmiernie obojętną kreację pierwszoplanową, prezentowane na ekranie wydarzenia nigdy jednak nie nudzą. Największą zaletą projektu staje się w pewnym momencie towarzysząca mu aura niepokoju. Jack doświadcza obłędnych, surrealistycznych wizji, których nieprzewidywalność podnosi rozrywkowy walor filmu.

jackgoeshome3

     Nie jest w żadnym razie film Thomasa Dekkera horrorem popcornowym, a raczej dreszczowcem psychologicznym, bardziej udanym niż chybionym, lecz szalenie dalekim od ideału. Znajdziemy tu sceny stylistycznie ambitniejsze od tego, co pokazuje nam choćby James Wan, a nawet takie, za realizacją których stać mogliby Almodóvar lub Dolan, ale to jedynie strzępy wydarte z nierównej całości. Inna sprawa, że ani twórca „Juliety”, ani cudowne dziecko kina (LGBT) nie podpisaliby się pod obrazem tak nieprzemyślanym i napastliwym, jak „Jack Goes Home”. Usytuowany za kamerą Dekker zdaje się zawodzić starą śpiewkę: geje to zdeprawowani, manipulujący uczuciami innych seksoholicy. Nawet Eli Roth nie wierzy już w takie banialuki.

     Jest w tym udramatyzowanym straszaku coś z „Mody na sukces”, choć widać, że ma też „Jack Goes Home” zadatki na kino pomysłowe, zuchwałe i lepsze niż to powstałe finalnie w wyniku scenopisarsko-reżyserskiej krwawicy. Czy w szaleństwie autora tkwi metoda? Ocena należy do Was – „Jack…” od dnia premiery budzi skrajne emocje. Ja wiem, że Dekker dostarczył mi tylu uderzeń frustracji, co i dreszczy niepokoju.

jackgoeshome4

5 i pol

Jeden komentarz na temat “Niełatwe powroty. [„Jack Goes Home”, 2016]”

Dodaj komentarz