„Privilege comes with sacrifice”. [„Pledge”, 2018]

     Jeszcze kilka lat temu, gdy mowa była o filmie współfinansowanym na Kickstarterze, w głowach malował się obraz nędzy i rozpaczy. Te czasy odeszły już do lamusa. Crowdfunding stał się dla wielu młodych reżyserów okazją do zebrania należytych środków finansowych, a dla internetowych inwestorów – czy też po prostu fanów kina – szansą na wsparcie intratnego projektu. Jakie tytuły finansowane były przy wykorzystaniu technologii teleinformatycznych? Wymieniając zaledwie parę przykładów: „Starry Eyes”, Absentia, Weronika Mars, In a Heartbeat, Kung Fury.

pledge2

     Filmem, który swoje powstanie zawdzięcza Kickstarterowi, jest również Pledge” w reżyserii Daniela Robbinsa. Grupę jego bohaterów – samozwańczych i świadomych swej beznadziei nerdów – poznajemy przy okazji imprezy na kampusie uniwersyteckim. Nikt nie traktuje chłopaków z szacunkiem; padają w ich kierunku mało pochlebne epitety. Młodzi desperaci chcą niepokoić dziewczęta swoją obecnością, bawiąc się do białego rana, ale z każdej prywatki są odsyłani z kwitkiem, bo wyglądają jak ekipa z „Zemsty frajerów”. Po jednej ze wpadek podbiega do dziwaków filuterna studentka, a potem zaprasza ich na „sekretne party”. To nie może skończyć się dobrze: skojarzenia z pierwszym „Hostelem” są tu jak najbardziej na miejscu…

     „Pledge” rozpoczyna się jak old-schoolowa komedia z nurtu „snobs vs. slobs”, ale to tylko pozory: film więcej ma wspólnego z „Ofiarą” Andrew Neela niż z landisową „Menażerią”. To horror o utracie siebie i cenie przynależności. Bohaterowie za wszelką cenę chcą dołączyć do bractwa studenckiego i finalnie dopinają swego, ale zamiast poczucia jedności czeka na nich wyłącznie cierpienie. Trafiają pod skrzydła osób o spaczonym obrazie świata, a dowieść swojej wartości będą musieli podczas tytułowego ślubowania – które ma opierać się na bezlitosnych torturach. „Bractwo” wymaga od pierwszoroczniaków ciągłych upokorzeń: by zdać test, młodzi muszą przejść przez fizyczne i emocjonalne piekło. W toku kolejnych zdarzeń wszyscy tracą człowieczeństwo: ofiary sprowadzone zostają do roli instrumentu, a prowadzący koncert sadyści pozbywają się ludzkich instynktów. Zabawa znacząco wymyka się spod kontroli, czego dowodem może być scena z udziałem metalowego wiadra, wygłodzonego szczura i palnika lutowniczego.

pledge1

     Film zwraca uwagę na problem hazingu w kontekście elit studenckich oraz toksycznej męskości w kontekście władzy i opresji. Nie bez powodu to Max (Aaron Dalla Villa) – najwyższy rangą przedstawiciel bractwa – okazuje się najbardziej psychotyczny. Jego dążenie do przywództwa nad bandą chorych z nienawiści dzieciaków, jego marzenia o kontroli nad cudzym ciałem są szczerze porażające, a i w oku Villi odznacza się jakiś nieodparcie neurotyczny błysk. „Pledge” to film o kryzysie męskości i występują w nim niemal wyłącznie faceci. Ciekawy obrót spraw przynosi finał, gdy rolę archetypicznie zarezerwowaną dla kobiety (tzw. final girl) przejmuje jeden z protagonistów.

     „Pledge” to projekt powstały na bazie uproszczonego scenariusza: po seansie niektórzy widzowie na pewno uznają, że historia mogła być głębsza, a płynący z niej przekaz – dobitniejszy. Choć Robbinsowi nie udało się nakręcić horroru przełomowego, pozostaje jego dzieło mocne zarówno z uwagi na szokujące wydarzenia, jak i wysokie walory produkcyjne. Szerokoekranowe ujęcia pozwalają uważnie przyglądać się aktom barbarzyństwa, a mętne, celowo ograniczone oświetlenie planu wzmaga uczucie niepokoju. Atrakcyjnie prezentuje się prolog, w którym wyposażony w kamerę dron obejmuje jesienne pole kukurydzy – drogi prowadzącej do wolności poszukuje tu zmaltretowany 20-latek, z wypalonym na brzuchu, greckim symbolem. Miejsce akcji nigdy nie zostaje sprecyzowane: z hazingiem mierzą się przecież studenci z wielu rejonów USA – i południowych, i północnych też. Nie ma w filmie miejsca na dłużyzny, a tempo narracji sunie jak po maśle. Dzięki szybkim cięciom nie zobaczycie na ekranie wszystkiego i sami będziecie musieli dopowiedzieć sobie, czy podano pierwszakom koktajl z martwego szczura, czy może nie…

     Albert Nowicki – dziennikarz, tłumacz i copywriter, absolwent studiów filmoznawczych Instytutu Sztuki PAN. Miłośnik kina, zwłaszcza filmowego horroru. Jego teksty pojawiały się między innymi na łamach serwisów Filmweb, Movies Room oraz Filmawka. Blog His Name is Death prowadzi nieprzerwanie od 2012 roku.

pledge3

06

Dodaj komentarz