Wbrew imieniu, Lucky McKee – ponad dekadę temu okrzyknięty nową nadzieją filmowego horroru – nie ma szczęśliwej ręki do sprzedaży swoich dzieł. Najlepszy jak dotąd obraz McKee, znakomicie przyjęty przez krytyków „May” (2002), trafił do dziewięciu kin na terenie Stanów Zjednoczonych i nie spłacił półmilionowego budżetu, jaki został weń włożony. Kolejne produkcje reżysera (m. in. „Mroki lasu” i „The Woman”) również nie spotkały się z szeroką formą dystrybucji. Zapomniany dziś McKee zupełnie niezasłużenie podzielił los swoich filmów, spadając z panteonu współczesnego kina grozy, który okupował na fali artystycznego sukcesu „May” oraz odcinka „Mistrzów horroru” pt. „Sick Girl”.
Spadek McKee z horrorowego Olimpu nie powinien jednak prowadzić do jego dyskredytacji. Twórca „Mroków lasu” posiada zdolności reżyserskie, o jakich Eli Roth czy James Wan nie śmieliby śnić. Najświeższy twór Kalifornijczyka, „All Cheerleaders Die” – choć zebrał niekorzystne recenzje – dowodzi, że jego autor długo jeszcze zabawi w filmowym światku.