Filmowe podsumowanie 2014 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. I)

2014log

Honorable mention: „Blue Ruin”

blueruin

     Uczta dla każdego kinomana pragnącego obfitych wzrokowych uniesień. „Blue Ruin” to film pięknie sfotografowany oraz przekonująco opowiedziany. Choć nie jest tak podniecający, jak mogłyby sugerować monumentalne recenzje, nie powinien rozczarować żadnego miłośnika gorzkiego kina zemsty. Słowa uznania należą się także Maconowi Blairowi, tytułowemu wrakowi, który na swych strudzonych barkach dźwiga w zasadzie cały film.

Honorable mention: „Godzilla” – scena skoku spadochronowego

25. „Alien Abduction”

alienabd

     Fantastycznonaukowy horror „Alien Abduction” ma trzy niepodważalne atuty. Po pierwsze, jest filmem typu „found footage”, który zadaje sobie trud wyjaśnienia, kto właściwie odnalazł przedstawiony materiał. Konwencja obrazu jest zresztą bardzo interesująca – okazuje się, że oglądane przez nas taśmy zostały wykradzione rządowi i wyciekły do sieci. Oczywistą niedorzeczność filmowanej przez jedenastolatka ucieczki przed kosmitami reżyser Matty Beckerman tłumaczy tak: chłopiec jest autystyczny, a towarzystwo kamery uszczupla w nim stres i poczucie zagrożenia, służy swoistej terapii. Wykoncypowany przez Beckermana mechanizm radzenia sobie Rileya z przerażającą sytuacją jest naprawdę błyskotliwy, dowodzi inteligencji reżysera. Młody filmowiec dysponuje jeszcze jednym asem w rękawie. Jego dzieło skupia w sobie mnóstwo świetnych scen, bynajmniej nieopartych na strachu z pospolitego gatunku „jump scare”. Wędrówka bohaterów przez tunel pełen opuszczonych samochodów, deszcz martwych ptaków czy ujęcia upadku ze statku kosmicznego jeżą włos na łbie.

24. „Duże złe wilki”

b-b-wolves

     Thriller kryminalny, silnie inspirowany wszystkim, co najlepsze w kinie grozy lat współczesnych. Znakomity, bardzo emocjonujący jako opowieść o winie, skrusze, dzikości człowieka oraz nieobliczalności człowieczego serca.

23. „Grand Piano”

grandpianomovie

     Wykonany rzetelną ręką oraz trzymający w napięciu jak diabli, film Eugenio Miry jest thrillerem niemal hitchcockowskim.

22. „The Possession of Michael King”

pmichaelking

     Najlepszy horror okultystyczny ubiegłych dwunastu miesięcy. Niepokojący w podjętej tematyce oraz przerażający we własnej treści, „The Possession of Michael King” to film o autodestrukcji głównego bohatera. Jego udręki ukazane zostały z bardzo ciekawej perspektywy. Projekt Davida Junga wpisuje się – jakże by inaczej – w konwencję znalezionych taśm, a każdy kolejny dzień z życia opanowywanego przez nieczyste moce Kinga dokumentują towarzyszące mu kamery. Ich obecność uzasadniona zostaje w najbardziej zbywający zainteresowanego sposób i nie opiera się na prawach logiki, lecz reżyser wynagradza nam tę ułomność, odkupując swoje winy. Jego historia jest bowiem odporna na banał i najbardziej wytarte klisze religijnego horroru. W „The Possession of Michael King” nie znalazło się miejsca na plansze ouija lub węzły, mające unieruchomić opętanego w łóżku.

21. „Jako w piekle, tak i na Ziemi”

asabovesb

     Nowy film Johna Ericka Dowdle’a („Kwarantanna”, „Diabeł”) nie jest jednym z tych nieznośnych horrorów, które głośno krzyczą, lecz nie są w stanie wywołać salw krzyku, gdy przychodzi czas szerzenia paniki. Dowdle spędza de facto multum czasu na budowie fundamentów strachu. Po wejściu do katakumb przedstawia nas grupie nawiedzonych pieśniarek, w hymnicznym transie wyjących do nieznanego mistrza. Następnie zacieśnia na naszej szyi węzeł klaustrofobicznego niepokoju, sugeruje, że nieprędko opuścimy tunelowe głębie, opowiada nam miejskie legendy, związane z podziemnymi korytarzami. Dopiero w drugiej połowie filmu na pierwszy plan wysunięty zostaje wątek nadprzyrodzony, który przyprawia o gęsią skórkę i wzmaga poczucie bezradności. „Jako w piekle, tak i na Ziemi”, pół horror-pół thriller, zasłużył na znacznie więcej niż otrzymał. A uzyskał 27-procentowe wsparcie krytyków na RottenTomatoes.com.

20. „The Purge: Anarchy”

purge2

     Sequel „Nocy oczyszczenia” zaskoczył wszystkich. Będąc w zasadzie filmem akcji, cechującym się mocnym wpływem horroru, grono swoich bohaterów (postaci z krwi i kości) przedstawił znacznie bardziej wiarygodnie niż robił to jego prequel, pełnowymiarowy dreszczowiec z podgatunku „home invasion”. Rys psychologiczny Leo Barnesa i jego towarzyszy jest głęboki, a sami uczestnicy czystki pozostają naturalni oraz nie tracą głowy w obliczu zagrożenia. Pomimo odejścia reżysera i scenarzysty Jamesa DeMonaco od thrillerowej tonacji poprzedniego filmu, „Anarchia” nadal mrozi krew w żyłach. Dużym plusem pracy DeMonaco jest też półgłośne hołdowanie kinu exploitation.

19. „Nurse 3D”

Nurse 3D

     Po filmie „Nurse 3D”, zapowiadanym na krwawy slasher, spodziewałem się pokaźniejszego bodycountu i większej interakcji pomiędzy tytułową pielęgniarką a niewiernymi draniami. Douglas Aarniokoski ofiarował nam jednak udany horror komediowy, dobrze skrojony pod oba gatunki. Momentami film bawi do łez. Wystarczy wspomnieć tu o przekomicznej scenie, w której dwie bohaterki walczą nad operowanym pacjentem. Na poziomie formy filmowej początkujący reżyser z dużą zwinnością wykorzystuje frazy typowe dla kina grozy, łącząc je z konwencjami innych gatunków X muzy. Tak oto scena retrospektywnych wspomnień Abby Russell – czarno-biała, skąpana w krwistej symbolice – odpowiada na pytanie, co by było gdyby Dario Argento wyreżyserował „Sokoła maltańskiego”. Tak, „Nurse 3D” to półtorej godziny lubieżnej filmowej prowokacji!

18. „ABCs of Death 2”

abcsofdeath2

     Choć wielu chciałoby, aby było inaczej, horrorowa antologia „ABCs of Death 2” stanowi spory progres względem swojego poprzednika. Jak zapewne pamiętacie, „The ABCs of Death” był jednym z dwóch, obok „The Lords of Salem” Roba Zombie, najbardziej znienawidzonych straszaków 2013 roku. Producenci sequela zachowali na szczęście zdrowy dystans do swoich krytykantów; w napisach końcowych ślą im nawet dedykację: „To all the haters online – we fuckin’ love you!”. W reżyserowanym m. in. przez Larry’ego Fessendena, Jen i Sylvię Soskę oraz Juliena Maury’ego i Alexandre’a Bustillo projekcie aż roi się od dobrego materiału! Pomiędzy kilkoma szczerze genialnymi nowelkami zagnieździła się wprawdzie garść filmików nieudanych – takimi prawami rządzą się wszak sążniste antologie; co jednak najważniejsze, słabe nowele nie przysłaniają tych lepszych. Górę nad projektem biorą trzy swoiście wyróżniające się krótkie metraże. Dwa z nich to animacje, tyleż niepokojące, co psychodeliczne. Trzeci, aktorski obraz parodiuje tematykę zombie, czarując oprawą techniczną oraz bawiąc burzycielską puentą. Między filmikami panuje duża rozbieżność, zarówno w odniesieniu do talentu reżyserów i jakości ich pracy, jak również snutych historii. Pomimo niedostatków paru opowieści (np. „L is for Legacy”), „ABCs of Death 2” sprawia jednakże bardzo pozytywne wrażenie.

17. „Babadook”

bab

     „Babadook”, wielki triumfator tegorocznego festiwalu fantastyki i grozy w Austin, bardzo mocno działa na wyobraźnię widza. Już pierwsze kadry dzieła destabilizują poczucie wewnętrznego spokoju, dostając się głęboko pod skórę i prowokując legion dreszczy. Skąpany w szarościach i wszechobecnej martwicy, przeładowany cieniem film rzetelnie buduje strach, budzi atmosferę autentycznego zagrożenia. Tytułowy Babadook wygląda upiornie, lecz nie on przeraża nas najbardziej. Okazuje się, że największe zło tkwi w widmie dnia codziennego: niemocy, bólu, gniewie. Obraz Jennifer Kent, pięknie opowiedziana historia walki z lękiem oraz odnajdywania w sobie ostatków sił, to straszydło o ludzkiej twarzy.

16. „The Town That Dreaded Sundown”

thetownthatdreadedsundown2

     Właśnie w momencie, gdy świat zdał sobie sprawę, że oryginalny „The Town That Dreaded Sundown” nie zestarzał się z godnością (półtorej roku temu oryginał wydano na dyskach Blu-ray), studia Blumhouse Productions i Orion Pictures opublikowały hybrydyczny remake/sequel filmu. Współpraca tych dwóch wytwórni – bieżącego czempiona rynku horroru oraz zmartwychwstałego pioniera sprzed lat – dużo mówi o naturze nowej odsłony znanej historii. Film Alfonso Gomeza-Rejona oddaje pierwowzorowi szacunek, jest niejako hołdem złożonym klasycznemu (choć nudnemu…) horrorowi, a oczyszczona z kurzu opowieść Charlesa B. Pierce’a zacytowana zostaje w postaci uwspółcześnionego meta-slashera. „Town That Dreaded Sundown” to horror nakręcony według bardzo interesującej definicji, film dumny ze swojej inności. To także jedno z lepiej zilustrowanych tegorocznych dzieł grozy – obraz skąpany w surrealnych, przejaskrawionych karminach, które bazują na emocjach filmu oraz nastrajają emocje oglądającego.

15. „The Houses October Built”

housesoctober2

     Potencjał niezależnego projektu „The Houses October Built” wyznacza już cytat Waltera Jona Williamsa, którym opatrzony jest prolog filmu: „Wilkołaków, wampirów czy nawiedzonych domów się nie lękam; przeraża mnie to, co człowiek jest w stanie zgotować drugiemu człowiekowi”. Horror Bobby’ego Roe szokuje odpowiedzią na pytanie, do czego zdolni są nasi bliźni. Jest dziełem przemyślanym i mądrym – zarówno w zakresie straszenia, jak i w sferze żonglerki sprawdzonymi motywami. I niech mnie diabli wezmą, jeśli centralni bohaterowie filmu – mało w Polsce cenione Domy Strachów – nie przyprawiają o szybsze bicie serca!

14. „Haunt”

haunt

     Pierwocina Maca Cartera przypomina po części „Kobietę w czerni” Jamesa Watkinsa, współczesną produkcję wytwórni Hammer Film. Sekwencji prowokujących gęsią skórkę i konwulsyjne, niespokojne podrygi znajdziemy w „Haunt” przynajmniej kilka, a każda kolejna scena działa z większą intensywnością niż poprzednia. Ich sukces wynika w dużej mierze z prostoty. Okazuje się, że najbardziej oczywiste horrorowe gesty, zagrania, które każdy niemal widz potrafiłby spisać w kompendium gatunkowej sztampy, nadal potrafią straszyć i zaskakiwać. Potrafią jednakże tylko wówczas, gdy reżyserią tysiąc pierwszego horroru o duchach zajmuje się twórca niemniej kompetentny niż Carter. Wizja młodego twórcy nie tylko jeży włos na głowie żądnego lęku widza, jest też objawieniem sporej kinematograficznej inteligencji, wzorowego smaku oraz imponujących zdolności w dyrygowaniu zespołem technicznym. W tym miejscu słowa uznania należą się operatorowi Adamowi Marsdenowi. Jest w jego spojrzeniu na horror coś, co przyprawia o zimny dreszcz.

ZOBACZ WIĘCEJ (miejsca 13-1)

7 myśli w temacie “Filmowe podsumowanie 2014 roku: 25 najlepszych horrorów (cz. I)”

Dodaj komentarz